Czy Napoleon to najgorszy film Ridleya Scotta, reżysera słynnych inscenizacji filmowych jak Obcy - ósmy pasażer Nostromo (1979), Gladiator (2000) czy Królestwo niebieskie (2005)?
Jedni
podziwiają widowisko brytyjskiego reżysera. Drudzy twierdzą, że obraz wieje
nudą, cechuje go kiepski montaż i fatalnie poprowadzona historia. Wielu krytykuje
też podejście reżysera do faktów, zauważając, że choć nie kręcił dokumentu, to i tak
koloryzował sceny lub nawet przedstawiał je całkowicie niezgodnie z rzeczywistością.
Co prawda, do prac nad tą produkcją zaangażowano konsultanta historycznego,
profesora Michaela Broersa, ale mimo że reżyser wielokrotnie pytał go o opinię
na temat poszczególnych scen i wspólnie z nim weryfikował scenariusz, to w
efekcie wielu jego kwestii nie brał pod uwagę i ostatecznie pokazywał historię
po swojemu. Po swojemu, czyli na pewno z wielkim rozmachem, by przytoczyć
ciekawostkę, że do nakręcenia jednej z bitew skorzystał z 300 statystów i 100
koni, a żeby przyspieszyć zdjęcia, nagrywał sceny z ich udziałem aż 11
kamerami.
Znawcy tematu szeroko komentują
fakty i fikcję ukazane w filmie. Na przykład czy po bitwie pod Waterloo
Napoleon faktycznie spotkał się z pierwszym księciem Wellington - Arthurem Wellesleyem?
A co z podziurawionym kapeluszem Napoleona? Na temat tego
słynnego kapelusza narosło wiele legend. Jedna z nich mówi, że kapelusz miał
zostać trafiony przez kulę armatnią, podczas pamiętnej bitwy pod Waterloo.
Reżyserowi chyba spodobała się ta historia, bo postanowił nawiązać do niej w
swoim filmie. Widzimy to podczas sceny, w której żołnierz strzela do
uciekającego Napoleona. Ostatecznie pocisk nie trafia w głowę tytułowego
bohatera, a w jego kapelusz, pozostawiając przy tym dziurę. Historycy nie mają jednak
pewności, co do prawdziwości tej opowieści. Podobnie ze strzelaniem do piramid -
to jedynie zabieg filmowy, ponieważ Napoleon nigdy nie wydał takiego rozkazu. Nie
ulega wątpliwości, że Scott posłużył się językiem skrótu filmowego, który
jednak nie przysporzył mu zwolenników. Potwierdza to między innymi opinia
profesora Dariusza Nawrota z Uniwersytetu Śląskiego i znawcy epoki
napoleońskiej, który wystawił obrazowi Scotta miażdżącą ocenę, stwierdzając, iż
Film jest pełen błędów faktograficznych, chronologicznych i skrótów. Reżyser
i scenarzysta David Scarpa nie odrobili tej lekcji. Wykazują się arogancją i potworną niewiedzą. To
nie jest film o prawdziwym Napoleonie Bonaparte. Sam reżyser krytykę
płynącą ze strony historyków skwitować miał stwierdzeniem: Przecież ich tam
nie było. Tak, może i nas tam nie było – stwierdza profesor Nawrot -
ale znamy źródła i znamy bogatą
literaturę, która od dwustu lat opisuje i życie i dokonania Napoleona
Bonaparte. Moim zdaniem - dodaje Nawrot - Ridley Scott stara się
świadomie zniszczyć legendę Napoleona i powiela bezrefleksyjnie XIX-wieczną
brytyjską propagandę, na czele ze słynnym kłamstwem o niskim wzroście
Bonapartego (miał 168,7 cm - czyli był średniego wzrostu jak na ówczesne
standardy; dla przykładu wzrost Fryderyka II wynosił 157 cm). To nie jest film
o prawdziwym Napoleonie Bonaparte. Najgorsze jest to, że w tym obrazie zupełnie
pominięty jest gigantyczny dorobek cesarza Francuzów. Jest to bardzo smutne, bo
to film bardzo słaby, a jednocześnie taki, który pewnie na najbliższe
dwadzieścia lat zamknie temat Napoleona w kinie. Obawiam się, że to on
zdominuje obraz cesarza Francuzów w masowej wyobraźni.
A jaki
obraz Małego Kaprala wyłania się z pokazywanej na ekranie opowieści? Film,
jak sugeruje tytuł, skupia się na wybranych elementach biografii Bonapartego, w
którego postać wcielił się brat nieodżałowanego Rivera Phoenixa (1970-1993), Joaquin
Phoenix – na pokazaniu jego drogi do władzy i upadku, widzianej przez pryzmat skomplikowanego, szaleńczego uczucia
do arystokratki Józefiny de Beauharnais (w tej roli Vanessa Kirby), pierwszej
cesarzowej Francuzów i królowej Włoch. To z jej ust pada sugestywne zdanie: Jesteś
zwykłym brutalem, który beze mnie jest nikim, sugerujące, że kobieta ta,
jego podpora i życiowy problem, będzie miała wpływ na niektóre decyzje swojego
męża. To wreszcie opowieść o
kształtowaniu się politycznych ambicji zwykłego człowieka, mężczyzny z ogromnym
ego, który niczym bóg odważył się patrzeć na ludzi z góry, gotowego poświęcić każdego
w imię wyższej idei, a który jednakowoż zostanie uznany za geniusza wojny, dobrego
stratega, reformatora i wizjonera, za najwybitniejszego dowódcę wojskowego w
historii, a także za jedną z najważniejszych postaci w historii nie tylko
Francji, ale i świata. I choć wśród historyków nie ma jednego oczywistego
przekazu na temat Cesarza Francji, bo jest postacią niezwykle kontrowersyjną, to
jednak nie można przejść obok niego obojętnie. I tak robi Scott, pokazuje
despotę i tyrana, który po trupach dążył do osiągnięcia swoich celów w myśl
słów: Moją kochanką jest władza.
Biorąc pod uwagę powyższe informacje, a
także mając na uwadze wiarę literackiej legendy Ignacego Rzeckiego w mit
Napoleona Bonapartego - Wierz mi, panie Klejn, bonapartyzm to potęga! - ponownie
wybiorę się do kina, by jeszcze raz przenieść się do świata tego niezwykłego
człowieka.
L. J.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz