piątek, 22 listopada 2024

Komplikacje (po raz drugi)

 

Mieliście kiedyś tak, że po wielu kłamstwach, gdy w końcu wyjawiliście prawdę, nikt wam już w nią nie wierzył? Jeżeli tak, to przynajmniej w pewnym stopniu moglibyście utożsamić się z problemami głównej bohaterki spektaklu MayDay odNowa wystawianego na deskach krakowskiego Teatru Bagatela. Wyreżyserowany przez Artura Barcisia, stanowi on odświeżoną wersję komedii Run for your wife Raya Cooneya, która po premierze w 1983 roku zdobyła międzynarodowe uznanie. Między tymi dwiema sztukami istnieje jednak zasadnicza różnica – w brytyjskiej taksówkarzem jest John Smith, w wersji unowocześnionej zawód ten wykonuje natomiast kobieta, niezwykle zorganizowana Jackie Smith.

Niezwykle zorganizowana, bo w swoim tygodniowym harmonogramie musi łączyć różne role. Jest nie tylko taksówkarką, ale także bigamistką rozdzielającą swoje życie pomiędzy mężami. Choć noszą oni to samo nazwisko, żaden nie wie o istnieniu tego drugiego. Sytuacja Jackie zaczyna się komplikować, gdy trafia do szpitala z urazem głowy. Nie wraca na noc do mieszkania Marka na Wimbledonie, a rankiem nie pojawia się na czas w lokalu na Streatham, w którym Barry już czeka na środowe miłosne igraszki. Każdy z nich zna inną stronę tej historii, tak jak i prowadzący osobne śledztwa dotyczące nielegalnej bigamii policjanci z obu dzielnic. MayDay odNowa pokazuje dalsze losy pogrążającej się w kłamstwach Jackie oraz pomagającej jej bezrobotnej przyjaciółki.

Gwarantem dobrej zabawy mogłaby być już sama fabuła - wszelkie nieporozumienia między bohaterami i pomyłki Jackie wynikające z przekazywania otaczającym ją osobom sprzecznych informacji – oraz zachowanie poszczególnych bohaterów. Nie byłoby to jednak wystarczające, gdyby nie wspaniała gra aktorska. Ewelina Starejki świetnie oddawała przerażenie Jackie, która wpadała w panikę, gdy nic nie szło po jej myśli. Moją osobistą faworytką jest jednak Anna Rokita. W komiczny, ale równocześnie realistyczny sposób oddała ona humor nadąsanej Stelli, która dość już miała kłamstw przyjaciółki. To wszystko wywoływało salwy śmiechu wśród publiczności. Podobny efekt miała gra wcielającego się w postać Bobby’ego Piotra Urbaniaka, który dobrze przedstawił rozpowszechniony w społeczeństwie obraz homoseksualisty.

Prowadzenie przez Jackie podwójnego życia akcentowała stworzona przez Urszulę Czernicką scenografia. Podzielona w połowie scena przedstawiała wnętrza mieszkań obu mężów Jackie. Po prawej stronie dominował granat jedynie z żółtymi akcentami, po lewej kolorystyka ta była odwrócona, a w środkowej części barwy mieszały się ze sobą, chociażby w formie kanapy w żółto-niebiesko-zielone pasy. Zielony był także położony w głębi kominek. W części scen widzowie równocześnie obserwowali wydarzenia z obu tych mieszkań, które często były ze sobą powiązane. Na uwagę zasługuje jednolitość i dopracowanie całej tej wizualnej strony przedstawienia. Nie bez powodu bowiem to zieleń była elementem łączącym oba mieszkania – barwą tą wyróżniały się kanapa, kominek, ale przede wszystkim kurtka łączącej dwóch mężczyzn taksówkarki. Nie można zapominać o dodających komizmu kuchennym fartuchu jednego z policjantów czy wizerunku homoseksualisty-sąsiada Barry’ego z zafarbowanymi na róż włosami. Wspaniałą atmosferę tworzyły także przyciemnione światła w czasie „pojedynku” stróżów prawa czy muzyka – utwór „Only you”, z którego słowami mogli utożsamić się Barry i Mark, ale już niekoniecznie główna bohaterka.

 Odświeżenie Run for your wife, które w nowym wydaniu zyskało tytuł MayDay odNowa, bez wątpienia było dobrą decyzją. To dzięki niej nowe pokolenie miłośników dobrej zabawy miało okazję przekonać się o fenomenie tej komedii. Zespół Teatru Bagatela sprawił, że wszystko w spektaklu współgrało. Fabuła, scenografia, muzyka i oświetlenie, a także gra autorska świetnie się uzupełniały, gwarantując niesamowite wrażenia. Jestem przekonana, że wspomnienia tego przedstawienia jeszcze przez długi czas będą wywoływały uśmiech na twarzy osób, które miały okazję go zobaczyć.


                                                               Z. L.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz