Mieliście kiedyś tak, że po wielu kłamstwach, gdy w końcu wyjawiliście prawdę, nikt wam już w nią nie wierzył? Jeżeli tak, to przynajmniej w pewnym stopniu moglibyście utożsamić się z problemami głównej bohaterki spektaklu MayDay odNowa wystawianego na deskach krakowskiego Teatru Bagatela. Wyreżyserowany przez Artura Barcisia, stanowi on odświeżoną wersję komedii Run for your wife Raya Cooneya, która po premierze w 1983 roku zdobyła międzynarodowe uznanie. Między tymi dwiema sztukami istnieje jednak zasadnicza różnica – w brytyjskiej taksówkarzem jest John Smith, w wersji unowocześnionej zawód ten wykonuje natomiast kobieta, niezwykle zorganizowana Jackie Smith.
Niezwykle zorganizowana,
bo w swoim tygodniowym harmonogramie musi łączyć różne role. Jest nie tylko
taksówkarką, ale także bigamistką rozdzielającą swoje życie pomiędzy mężami.
Choć noszą oni to samo nazwisko, żaden nie wie o istnieniu tego drugiego. Sytuacja
Jackie zaczyna się komplikować, gdy trafia do szpitala z urazem głowy. Nie
wraca na noc do mieszkania Marka na Wimbledonie, a rankiem nie pojawia się na
czas w lokalu na Streatham, w którym Barry już czeka na środowe miłosne
igraszki. Każdy z nich zna inną stronę tej historii, tak jak i prowadzący
osobne śledztwa dotyczące nielegalnej bigamii policjanci z obu dzielnic. MayDay
odNowa pokazuje dalsze losy pogrążającej się w kłamstwach Jackie oraz
pomagającej jej bezrobotnej przyjaciółki.
Gwarantem dobrej zabawy
mogłaby być już sama fabuła - wszelkie nieporozumienia między bohaterami i
pomyłki Jackie wynikające z przekazywania otaczającym ją osobom sprzecznych
informacji – oraz zachowanie poszczególnych bohaterów. Nie byłoby to jednak
wystarczające, gdyby nie wspaniała gra aktorska. Ewelina Starejki świetnie
oddawała przerażenie Jackie, która wpadała w panikę, gdy nic nie szło po jej
myśli. Moją osobistą faworytką jest jednak Anna Rokita. W komiczny, ale
równocześnie realistyczny sposób oddała ona humor nadąsanej Stelli, która dość
już miała kłamstw przyjaciółki. To wszystko wywoływało salwy śmiechu wśród
publiczności. Podobny efekt miała gra wcielającego się w postać Bobby’ego
Piotra Urbaniaka, który dobrze przedstawił rozpowszechniony w społeczeństwie
obraz homoseksualisty.
Prowadzenie przez Jackie podwójnego
życia akcentowała stworzona przez Urszulę Czernicką scenografia. Podzielona w
połowie scena przedstawiała wnętrza mieszkań obu mężów Jackie. Po prawej
stronie dominował granat jedynie z żółtymi akcentami, po lewej kolorystyka ta była
odwrócona, a w środkowej części barwy mieszały się ze sobą, chociażby w formie
kanapy w żółto-niebiesko-zielone pasy. Zielony był także położony w głębi
kominek. W części scen widzowie równocześnie obserwowali wydarzenia z obu tych
mieszkań, które często były ze sobą powiązane. Na uwagę zasługuje jednolitość i
dopracowanie całej tej wizualnej strony przedstawienia. Nie bez powodu bowiem
to zieleń była elementem łączącym oba mieszkania – barwą tą wyróżniały się kanapa,
kominek, ale przede wszystkim kurtka łączącej dwóch mężczyzn taksówkarki. Nie
można zapominać o dodających komizmu kuchennym fartuchu jednego z policjantów
czy wizerunku homoseksualisty-sąsiada Barry’ego z zafarbowanymi na róż włosami.
Wspaniałą atmosferę tworzyły także przyciemnione światła w czasie „pojedynku”
stróżów prawa czy muzyka – utwór „Only you”, z którego słowami mogli utożsamić
się Barry i Mark, ale już niekoniecznie główna bohaterka.
Odświeżenie Run for your wife, które w
nowym wydaniu zyskało tytuł MayDay odNowa, bez wątpienia było
dobrą decyzją. To dzięki niej nowe pokolenie miłośników dobrej zabawy miało
okazję przekonać się o fenomenie tej komedii. Zespół Teatru Bagatela sprawił,
że wszystko w spektaklu współgrało. Fabuła, scenografia, muzyka i oświetlenie,
a także gra autorska świetnie się uzupełniały, gwarantując niesamowite
wrażenia. Jestem przekonana, że wspomnienia tego przedstawienia jeszcze przez
długi czas będą wywoływały uśmiech na twarzy osób, które miały okazję go
zobaczyć.
Z. L.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz