niedziela, 29 września 2024

„Beetlejuice, Beetlejuice”. Czy piękna oprawa wystarczy?

 

„Beetlejuice Beetlejuice” to sequel kultowego filmu „Sok z żuka”, który pomimo tego, że powstał aż 3 dekady temu, to wciąż ma wielu fanów na całym świecie. Film miał premierę 28 sierpnia 2024 roku, a reżyserem ponownie jest Tim Burton, który znany jest z tworzenia surrealistycznego i często wręcz absurdalnego świata przedstawionego. Fabuła koncentruje się na rodzinie Deetz, która po nieoczekiwanej tragedii powraca do starego domu w Winter River.

Lydię wciąż męczą wspomnienia z jej dzieciństwa, a jej nastoletnia córka Astrid wpada w kłopoty, przy tym otwierając portal w zaświaty. Aktualne problemy owej rodziny stają się idealnym momentem na wznowienie planu Beetlejuica sprzed lat.

Największym atutem tego filmu jest scenografia. Ci, którzy czuli niedosyt po pierwszym filmie przez dosyć krótkie przedstawienie zaświatów, teraz są w stanie go doświadczyć w pełni. Świat umarłych jest teraz przedstawiony bardzo dokładnie, barwnie i pomimo jego tematyki – żywo. Możemy tam zobaczyć bardzo dużo aktorów, których stroje idealnie wpasowują się w tematykę śmierci. Każda część tego miejsca jest różnorodna i ciekawa pod każdym względem, aż miło móc poznawać ten dziwaczny świat. Kolejnym plusem filmu jest gra aktorska. Michael Keaton, Winona Ryder i Catherine O'Hara to główni aktorzy, którzy pojawią się również i w tej produkcji, a mimo to jakość ich gry jest tak samo dobra, jak nie lepsza niż w pierwszej części. Ponadto możliwość zobaczenia tych samych aktorów w akcji jest na pewno świetnym dodatkiem dla starszych fanów franczyzy.

Jedną z nowych postaci natomiast jest Astrid, którą gra Jenna Ortega. Ta sama aktorka wcielała się już w między innymi kultową Wednesday. Obawiałam się, że będzie miała ona problem z odpowiednim odegraniem swojej nowej postaci, przez różnice między rolami, jednak się nie zawiodłam. W dobry sposób ukazuje ona emocje głównej bohaterki, jak i to, że jest to całkowicie odrębna osobą, a nie kopia matki z okresu pierwszej części. Wręcz przyjemnie jest oglądać owych aktorów, gdyż widać, że dobrze bawią się oni podczas kręcenia filmu i dają z siebie wszystko. Według mnie na największe brawa zasługuje jednak Michael Keaton, który ponownie wraca do roli paskudnego demona, jakby upływ czasu w ogóle go nie dotyczył.

Jednak te wszystkie plusy zanikają podczas akcji filmu. „Beetlejuice Beetlejuice” stara się bazować na pierwszej części, dając wiele nostalgicznych elementów. Przy tym jednak stara się dać coś od siebie nowego. Finalnie jest to dobry pomysł – ale słabe wykonanie. Po pewnym czasie wydawało mi się, że nie ma czegoś, co w ten film nie zostało wepchnięte. Mamy musicalowe elementy, jest także sekwencje animowane, albo i też czarno-białe. Samych wątków w filmie też jest zwyczajnie za dużo. Reżyser próbuje przekazać bardzo wiele, ale kończy się na tym, że albo rozwiązanie konfliktów między bohaterami jest niezadowalające, albo po prostu go nie ma. Jeden z ważniejszych wątków to ten związany z ojcem Astrid. Dobrze się on zaczyna, a jednak kończy się na kilkunastu sekundowej scenie, o której i tak szybko zapominamy i przechodzimy do kolejnego ujęcia. Innym przykładem jest historia antagonistki filmu, którą jest Dolores. Wydaje się, że w owym wątku chodziło tylko i wyłącznie o chodzenie z miejsca na miejsce i pokazywanie, jaka ta postać jest niebezpieczna. Chaos jest typowy dla twórczości Burtona, jednak uważam, że w tym przypadku to był zlepek scen mający na celu zachęcenie jak największej ilości osób i chwyt na pieniądze, a nie stworzenie odpowiedniego klimatu filmu.

Dla wszystkich fanów twórczości i stylu Tima Burtona ten film może być perełką. Przez cały czas z każdej sceny wylewa się ikoniczne myślenie reżysera i jego styl. Dla fanów „Soku z Żuka”, albo i nawet inscenizacji teatralnej ten film też będzie ciekawym spojrzeniem na kontynuację historii rodziny Deetz. Jednak osoby, które szukały filmu, który przekaże im wartościową fabułą, mogły się zawieść. Pomimo źle poprowadzonej akcji, jestem zdania, że „Beetlejuice Beetlejuice” miał parę dobrych scen. W ciągu seansu bawiłam się świetnie i nie uważam, by był to stracony czas. Podsumowując jednak, w kontekście z całą franczyzą z pewnością wypada on najgorzej.


                                            W. C.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz