Pierwszym filmem Quentina Tarantino, który obejrzałam, było „Pewnego razu… w Hollywood”. Jego zakończenie zdecydowanie mnie zaskoczyło. Chciałam się przekonać, czy tak samo zapadające w pamięć są jego inne dzieła. Dlatego też kiedy w zapowiedziach telewizyjnych pojawiły się „Bękarty wojny”, wiedziałam, że muszę je zobaczyć.
„Bękarty
wojny” to film wojenny z 2009 roku. Jak już wspomniałam, jego reżyser, ale
także scenarzysta, to Quentin Tarantino. Jego nazwisko powszechnie znane jest
wśród miłośników i znawców kina, chociaż często filmy przez niego
wyreżyserowane wzbudzają kontrowersje – nie wszystkim przypadną do gustu. Tak
samo stało się z „Bękartami wojny”. Jednak mimo mieszanych opinii recenzentów,
został on szeroko doceniony w świecie nagród filmowych, dzięki czemu zdobył ich
26, w tym jednego Oscara – za najlepszego aktora drugoplanowego dla Christopha
Waltza. Zanim przedstawię krótko fabułę i moje odczucia po obejrzeniu filmu, wymienię
jeszcze aktorów, którzy wystąpili w rolach głównych. Byli to: Brad Pitt,
Mélanie Laurent, Christoph Waltz, Daniel Brühl, Diane Kruger, Eli Roth, Til
Schweiger oraz Mike Myers.
Akcja
filmu rozgrywa się w okupowanej przez nazistów Francji, rozpoczynając się na
wsi w 1941 roku i kończąc trzy lata później. Przedstawia realia ówczesnego
życia dla ludzi różnych narodowości – Niemców, Francuzów i Żydów. Pojawia się
wiele wątków, chociaż najważniejszym motywem jest zemsta. Sformowana przez
porucznika o imieniu Aldo Raine grupa żołnierzy – głównie amerykańskich Żydów –
zwana „Bękartami” brutalnie zabija i skalpuje niemieckich przeciwników
odpowiedzialnych za śmierć ich rodaków. Planują także zamach na życie wysoko
postawionych nazistów. Podobne plany snuje młoda właścicielka paryskiego kina –
ukrywająca się pod nazwiskiem Emmanuelle Mimieux - Żydówka
Shosanna Dreyfus. Jej rodzina została zabita przez nazistów, a ona sama
przeżyła, ratując się ucieczką.
Jednym z
najistotniejszych elementów przy ocenie filmu jest gra aktorów. Quentino
Tarantino wybrał do swojej obsady same wybitne nazwiska – w filmie zagrał na
przykład Brad Pitt. Na docenienie zasługuje wiele postaci, jednak moją uwagę
szczególnie zwróciła Mélanie Laurent występująca w
roli ukrywającej się Shosanny Dreyfus. W „Bękartach wojny” musiała ona pokazać
szeroką gamę emocji. Potrafiła doskonale zobrazować strach w czasie ucieczki z
miejsca zamordowania jej rodziny, a później także obojętność, pragnienie
zemsty, opanowanie i niepokój, gdy jej plany miały zostać pokrzyżowane. Docenić
należy także umiejętności aktorskie Christopha Waltza, który został nagrodzony
Oscarem za najlepszą rolę drugoplanową w tym właśnie filmie. Choć postać przez
niego grana - standartenführer Hans Landa – była wręcz przeciwieństwem Żydówki
i nie dla niej przeznaczone było okazywanie zbędnych emocji, tym bardziej pozytywnych, uważam, że
doskonale sprawdził się w tej roli. Od pierwszej sceny zwracał na siebie uwagę
brutalnością wobec Żydów i obojętnością wobec tragedii innych, które to cechy
tak charakterystyczne były dla nazistów.
Mówiąc o
aktorach, warto zwrócić uwagę na to, jaką dbałością o szczegóły i starannością wyróżnia
się ten film. Starano się dopasować narodowość bohatera do kraju pochodzenia
aktora. I tak rola Bridget von Hammersmark została odegrana przez niemiecką
aktorkę Diane Kruger, a wspomniana już Mélanie Laurent naprawdę jest Francuzką.
Z kolei w jednego z członków „Bękartów” nazywanego „Żydowskim niedźwiedziem”
wcielił się amerykański aktor właśnie o żydowskim pochodzeniu – Eli Roth. Istotny
w odbiorze filmu jest także realizm tła wydarzeń. Drewniany, stary dom na
francuskiej wsi, nazistowskie restauracje czy teatr Emmanuelle Mimieux są jak
wyjęte z tamtych czasów. Na uwagę zasługują również stroje poszczególnych
postaci, amerykańskich i nazistowskich żołnierzy, których autorką była Anna
Biedrzycka-Sheppard. Stworzyła ona także piękną czarną sukienkę ze srebrnymi
elementami, którą w teatrze miała na sobie Bridget von Hammersmark i w której
też została uduszona. Jej wyglądu w tym dniu dopełniał wspaniały makijaż godny
ówczesnych aktorek.
Sama wizja Tarantina była
niezwykle przemyślana. Wyreżyserowanie filmu, którego bohaterowie mówią w
trzech językach – angielskim, niemieckim i francuskim – wymagało umiejętnej
organizacji. Docenić muszę także wykończenie dzieła. Interesującym rozwiązaniem
okazał się podział filmu na rozdziały, kiedy pojawiał się nowy wątek w nowym
miejscu. Informacje o nich podawane były białą czcionką na czarnym tle, tak jak
i czas akcji, co tworzyło wyjątkową atmosferę i spójność akcji. Pierwszy raz
spotkałam się również z chwilowym
zatrzymywaniem akcji na bohaterach, aby obok pojawił się żółty podpis z ich
imieniem i nazwiskiem, nadając w ten sposób „Bękartom wojny” charakter
reportażu.
Jak inne filmy Quentina
Tarantino, tak i „Bękarty wojny” charakteryzują się znaczną deformacją
rzeczywistości i ironicznie potraktowaną przemocą. Nie bez powodu dzieło to
należy do gatunku czarnej komedii. Na długo pozostaną w mojej pamięci sceny
skalpowania zabitych żołnierzy niemieckich czy wycinanie innym nazistom swastyk
na czole za pomocą noża, niczym pozostawianie piętna ich zbrodni. Brutalności
dopełnia jedna z ostatnich scen, jednak nie zdradzę tutaj zakończenia, aby
pozostawić każdemu możliwość przekonania się o nim samemu. W niej, ale także w
strzelaninie w barze, szczególnie widoczne były efekty specjalne wykorzystane w
filmie. I tutaj Tarantino nie odstąpił od charakterystycznej cechy innych jego
filmów i nie zabrakło rozlewu krwi. Wszystko to może wzbudzać kontrowersje oraz
sprawiać wrażenie braku szacunku reżysera wobec historii, jednak moim zdaniem elementy
te tworzą interesującą całość. Tarantino w swoim dziele przedstawił
przekoloryzowane zachowania Hitlera, swoją wizję charakteru tej historycznej
postaci i w zasadzie jej stanu psychicznego, które to nadają komizmu filmowi.
Do tej pory pamiętam scenę rozmowy Hitlera z podwładnymi, kiedy ten z gniewem
powtórzył wielokrotnie „nein”, czyli „nie” po niemiecku.
Muzyka to bardzo ważny element
tego filmu Quentina Tarantino. Właśnie utwór muzyczny otwiera całe dzieło, a
jest to konkretnie „The Green Leaves of Summer”, która pierwszy raz pojawiła
się w westernie Alamo. Różnorodne melodie stanowią tło dla wielu późniejszych
wydarzeń i cały czas potęgują odczucia widzów. Pewnego komizmu dodawał
dynamiczny utwór „Slaughter” umieszczony po strzelaninie w czasie uwalniania z
więzienia niemieckiego żołnierza, który zabijał oficerów gestapo. Fragment „The
Surrender” wprowadził natomiast tajemniczy nastrój pełen oczekiwania, kiedy z
ciemnego tunelu wychodził „Żydowski niedźwiedź”, aby za moment brutalnie zabić
jednego ze złapanych nazistów.
Mimo wszystkich kontrowersji,
które wzbudziły „Bękarty wojny”, moim zdaniem film ten nie jest wcale obrazą
historii. Choć nie można odmówić mu brutalności i okrucieństwa oraz odejścia od
tradycyjnych schematów przedstawiania II wojny światowej, zaprezentowana w nim
wizja jest interesująca. Tarantino stworzył alternatywną wersję historii tej
wojny z charakterystycznymi dla niego elementami. I muszę przyznać, że wciągnął
mnie w tę swoją zabawę kinem już od pierwszej sceny.
Z. L.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz