Kiedy na sklepowych półkach leżą dziesiątki różnych thrillerów, trudno jest wybrać ten jeden. Ten, który „ma to coś”. Zadania nie ułatwiają ich podgatunki. Historyczny czy medyczny? A może religijny? Nawet decydując się na którąś z opcji, wybór i tak pozostaje ogromny. Jednak jeżeli twoja odpowiedź brzmi „prawniczy”, mogę pomóc w podjęciu decyzji. Bo książka Johna Grishama zatytułowana Czas zabijania z całą pewnością zasługuje na uwagę czytelników.
Powieść ta została wydana w 1989 jako pierwsza część cyklu o Jake’u
Brigancie, który przyniósł sławę swojemu twórcy, a równocześnie amerykańskiemu
prawnikowi. John Grisham, jak sam na początku wspomina, przekazał głównemu
bohaterowi niektóre własne cechy charakteru oraz sposób
postępowania. Fenomen jego dzieła tylko potwierdza fakt, że zostało ono
zekranizowane przez Joela Schumachera we współpracy ze znanymi postaciami ze
świata kina, takimi jak Sandra Bullock czy Matthew McConaughey.
Sąd hrabstwa Ford znajdujący się w spokojnym dotychczas miasteczku
Clanton stał się centrum zainteresowania mediów… i nie tylko. Dlaczego? Fabuła Czasu zabijania odpowiada na to pytanie.
Właśnie odbywa się burzliwy proces jednego z czarnoskórych mieszkańców
Południa, Carla Lee Haileya, który, zaplanowawszy wszystko krok po kroku, zabił
dwóch białych - gwałcicieli swojej dziesięcioletniej córki. I to w tym samym miejscu,
w którym teraz miał zostać osądzony. Z groźnym Rufusem Buckleyem, postanowił zmierzyć
się młody prawnik, nie wiedząc wtedy jeszcze, że ten oskarżyciel nie będzie
jego jedynym wrogiem. Do gry wrócił bowiem Ku-Klux-Klan. Jake Brigance musi
pokonać wiele trudności, które staną na jego drodze. Życie jego klienta zależy
od tego, czy zdoła przekonać do swoich racji sędziów przysięgłych, zwykłych
obywateli, którzy muszą wydać werdykt.
Sam pomysł umiejscowienia fabuły nie należy do najbardziej oryginalnych. Czytałam już kilka powieści, w których czarnoskóry sądzony jest przez białą ławę przysięgłych w południowej części Stanów Zjednoczonych, gdzie do dzisiaj najlepiej można dostrzec dawne uprzedzenia i przejawy rasizmu. Pomimo tego fabuła spodobała mi się, a - co więcej - wciągnęła mnie w tamten świat. Autor umiejętnie przekazał ten charakterystyczny sposób myślenia tamtejszych ludzi, ich duchowość czy zwyczaje. W interesujący sposób wykorzystał do tego także motyw Ku-Klux-Klanu, skrajnie prawicowej organizacji rasistowskiej działającej w Stanach Zjednoczonych w XIX i XX wieku, która drogą przemocy starała się o utrzymanie supremacji białych protestantów. Groźby w postaci palenia krzyży były przy tym jednymi z ich delikatniejszych metod, co w dobitny sposób przekazał na kartkach swojej powieści John Grisham, zaskakując równocześnie ciągłymi zwrotami akcji. I to właśnie dzięki nim wiele stron przeczytałam z zapartym tchem, czekając tylko na to, co wydarzy się dalej. Niektórych sytuacji nigdy bym się nie domyśliła, jak na przykład zastraszenia jednego z członków ławy przysięgłych w motelu, gdzie obywatele znajdowali się pod stałą ochroną, a informacje o ich miejscu pobytu nie zostały podane do wiadomości publicznej. Dłuższe opisy miejsca akcji pojawiały się rzadko, jednak Grisham był w pełni świadomy ich użycia, jako że wykorzystał je do zwalniania tempa akcji oraz budowania napięcia, koniecznego chociażby wtedy, gdy urzędniczka sądowa odczytywała werdykt ławy przysięgłych. Jedyne mankamenty w fabule książki, które przykuły moją uwagę, to urwane wątki kilku bohaterów, takich jak Ellen czy psychiatra, którzy, pomimo ich wcześniejszego zaangażowania w sprawę, znikali z kart powieści, gdy tylko stawali się nieistotni dla samego procesu. Uważam, że ich historie powinny zostać kontynuowane, jednak niedoskonałości te były na tyle mało istotne, iż nie wpłynęły znacząco na pozytywny odbiór lektury, która - podkreślę to jeszcze raz - jest świetnym thrillerem.
Dla sukcesu Czasu zabijania
kluczowe znacznie miała bez wątpienia znajomość amerykańskiego systemu
sądowniczego, którą wykazał się John Grisham. Sam będąc adwokatem, doskonale
wiedział, jak wygląda wykonywanie tego zawodu. Jakie zasady obowiązują w
sądach, czego można się spodziewać podczas procesu, zarówno po sędziach, jak i
przedstawicielach poszczególnych stron. Gdyby nie skończone studia prawnicze i
doświadczenie w tej branży, nie potrafiłby zapewne przedstawić całego schematu
wygłaszania mów, wybierania ławy przysięgłych czy jej działania. Jednym słowem
brak byłoby tego realizmu, który tak sprytnie wciąga czytelnika w procesową
machinę
Dobrą książkę tworzy jednak nie tylko fabuła. Równie ważni są
bohaterowie, a oni muszą być „prawdziwi”. W Czasie
zabijania można to powiedzieć zarówno o głównym bohaterze, który szczerze
przeżywał każde wydarzenie z sali rozpraw, każdy sukces lub porażkę, jak i o
tych drugoplanowych, na przykład Ellen Roark, studentce prawa pomagającej
Jake’owi w przygotowaniach do procesu. Jej zapadający w pamięć charakter
skutecznie podbijały jej wypowiedzi. Autorowi powieści udało się doskonale
oddać stan psychiczny sędziów przysięgłych, którzy zupełnie nie radzili sobie z
byciem odizolowanym od reszty społeczeństwa oraz od swoich rodzin, a także ze
świadomością konieczności podjęcia tak trudnej decyzji.
Na uwagę zasługuje samo tłumaczenie Zbigniewa Kościuka. Dzięki jego
umiejętnościom translatorskim nie miałam wrażenia braków w powieści z powodu
nieczytania jej w języku oryginalnym. Przełożone na język polski dialogi między
bohaterami brzmiały naturalnie. W tłumaczeniu
wykorzystane zostało bogate słownictwo, ale także mowa potoczna, niezbędna w
swobodnych wypowiedziach bohaterów.
Minimalistyczna okładka z wydawnictwa Albatros dobrze oddaje atmosferę,
w której została utrzymana powieść i jest w zasadzie zobrazowaniem jej tytułu.
Przedstawiony na niej zachód słońca w różnych barwach czerwieni od razu
przywodzi na myśl krew, której dużo wylało się w Czasie zabijania. Niezbyt mała czcionka jest przyjemna dla oka, a
co dla mnie najważniejsze, pomimo znacznej grubości i dużego formatu, książka
jest bardzo wygodna do czytania i z łatwością się ją otwiera.
Choć od premiery Czasu zabijania
minęło już ponad 30 lat, powieść ta wciąż może zachwycać nowych czytelników i
wciągać ich w świat Brigance’a, tak jak stało się to ze mną. Otwierając tę
książkę, trzeba liczyć się z tym, że ciężko będzie ją zamknąć. Ja sama na pewno
sięgnę po inne części tego cyklu, a w dalszej przyszłości wrócę też do Czasu zabijania, aby jeszcze raz
odpowiedzieć na pytanie: „winny czy niewinny”?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz