Pisać o „Tajemnicach lasu”, to jak
pisać o gigantycznej hydrze o sześciu głowach, połyskującej łusce, ogonie
długim na kilkanaście metrów i wielkimi, zielonymi ślepiami. Dlaczego? Bo ten
film to definicja superprodukcji - pięćdziesiąt milionów budżetu, gwiazdorska obsada,
uznany reżyser (Rob Marshall), dwadzieścia nominacji (w tym trzy do Oscara).
Można jeszcze wypatrywać Heraklesa, który owej hydry pozbawi głowy, ale próżno
czekać. „Tajemnice lasu”
zachwycają na każdym kroku.
„Tajemnice lasu” (org. “Into
the Woods”) to pierwotnie musical wystawiany na deskach broadwayowskiego
teatru. Zyskał olbrzymią popularność, łącząc znane baśnie braci Grimm w wielką
opowieść o marzeniach. W 2014 roku studio Disneya zdecydowało się przenieść
musical na ekrany kin.
Film przedstawia
splecione ze sobą losy wielu baśniowych postaci. W małym miasteczku żyje
Piekarz wraz z Żoną, którzy bardziej niż czegokolwiek pragną dziecka. Odwiedza
ich Czarownica z sąsiedztwa, która obwieszcza, że dawno temu rzuciła na dom
Piekarza klątwę, wedle której żaden członek jego rodziny nie może posiadać
potomstwa. Mówi jednak, iż cofnie urok, jeśli przed wybiciem trzeciej z rzędu
północy przyniosą jej z lasu cztery przedmioty: krowę białą jak mleko, pelerynę
czerwoną jak krew, włosy blond niczym kukurydza oraz pantofelek z czystego
złota. Małżeństwo natychmiast wyrusza w gęstwinę drzew w nadziei spełnienia
swych marzeń. Przypadek chce, by w lesie znalazły się cztery nie całkiem zwykłe
osoby: Jack, który wyruszył z domu biednej matki, by sprzedać swą krowę, Czerwony
Kapturek zmierzający do babci, Kopciuszek w złotej sukni (i pasujących
pantofelkach) starający się dotrzeć na bal oraz Roszpunka o wspaniałych,
złocistych włosach zamknięta w wysokiej wieży.
Mogłoby się
wydawać, że skoro „Tajemnice
lasu” to baśń, akcja będzie prosta i całkowicie wesoła. Tak się nie dzieje.
Twórcy oferują wiele nieoczekiwanych zwrotów akcji, a co ważniejsze - wiele
lekcji. Przesłania filmu są na tyle uniwersalne, że inaczej odczyta je dziecko
zapatrzone w ekran, a inaczej dorosły, który bardziej krytycznie podejdzie do
dzieła. Najbardziej oczywista nauka tego filmu zawiera się w zdaniu: „Uważaj, czego sobie życzysz.”
Elementem,
który zachwyca jest gra aktorska. Wszyscy aktorzy bardzo dobrze oddali
charakter swych postaci, ale na wyróżnienie zasługują absolutnie fenomenalne
Emily Blunt oraz Meryl Streep. Blunt wcieliła się w rolę Żony Piekarza o nie
tak nieskazitelnym charakterze, jak mogłoby się wydawać. Idealnie oddała
determinację, momenty zwątpienia i rozterki swojej bohaterki. Również jej
partie wokalne nie pozostawiały niczego do życzenia, zwłaszcza w dialogu, który
Żona Piekarza prowadziła sama ze sobą w “Moments in the Woods”. Streep z kolei,
została obsadzona w roli Czarownicy z sąsiedztwa, postaci niezwykle złożonej.
Czarownica próbuje odzyskać swą utraconą młodość, ale oprócz tego stara się być
dobrą matką. Ścierają się w niej te tak odmienne pragnienia, konfrontowane
dodatkowo z dość silnymi charakterami Piekarza i jego Żony. Streep bez problemu
wciela się w tę postać, „przy
okazji”, prawie od niechcenia wykonując perfekcyjnie “Last Midnight”.
Przechodząc
już do samej oprawy dźwiękowej, znam tylko jedno słowo, które odda to, co myślę
- mistrzostwo. Ścieżka dźwiękowa cudownie oddaje atmosferę broadwayowskiego
klimatu, co nie wszystkim może się podobać, ale dla mnie jest zaletą.
Dodatkowo, każdy dźwięk jest przemyślany, melodia wypływa z poprzedniej
melodii, a muzyka jako całość idealnie podkreśla wydarzenia filmu. Równie
fantastyczne są wszystkie partie wokalne. Nawet Johnny Depp, który wciela się w
postać Wilka, zaskakuje naprawdę dobrym wykonaniem “Hello, Little Girl”. Na
przywołanie zasługuje również młoda aktorka, Anna Kendrick i jej interpretacja
niełatwego “On the Steps of the Palace”. Kendrick zawsze podkreślała, że musicale
są dla niej ważne i widać (właściwie to słychać), że włożyła dużo pracy w
doskonalenie swojego warsztatu wokalnego podczas przygotowania do tej
produkcji.
Również
oprawa wizualna nie pozostawia niczego do życzenia. Twórcy bardzo umiejętnie
posłużyli się komputerowymi efektami specjalnymi do nadania dodatkowego wyrazu
scenom, a pracą światłem odmieniali oblicze lasu z jasnego i przytulnego
zagajnika w mroczną i niezbadaną knieję. Brawa należą się również
kostiumologowi - Colleen
Atwood, która za swoją pracę przy tej produkcji otrzymała statuetkę
Amerykańskiej Gildii Kostiumologów. Strój każdej postaci został przez Atwood
bardzo dokładnie przygotowany i co bardzo ciekawe, osadzony w innych realiach
historycznych, odpowiadających czasom pierwotnych baśni, z których pochodzą
postaci „Tajemnic Lasu”.
Podsumowując,
„Tajemnice Lasu” to fenomenalne
dzieło. Zabiera widza w niesamowicie klimatyczny, broadwayowski świat baśni,
który pozostawi zarówno młodego, jak i dorosłego odbiorcę w długotrwałym
zachwycie. Choć może nie każdego. Wspomniany klimat jest olbrzymim atutem tego
filmu, ale nie wszystkim będzie odpowiadał. Osobiście, zostałem całkowicie
pochłonięty przez „rozśpiewany las” i będę go polecał
każdemu miłośnikowi kina.
M. W.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz