Chaos- zbiór nieokreślonych rzeczy, nieład, nieporządek.
Samo określanie chaosu sprecyzowanym można nazwać oksymoronem. Ale jeśli
mielibyśmy coś wskazać, byłby to film Francisa Coppoli.
Francis
Ford Coppola, urodzony 7 kwietnia 1939 roku, był nieprzeciętnym dzieckiem.
Dzięki rodzicom- artystom młody Francis udał się do szkoły filmowej, skończył studia
w Hosta Collegei później uczęszczał na wydział filmowy na Uniwersytecie
Kalifornijskim. Zadebiutował wyreżyserowanym w 1963r. filmem „Obłęd”, jednak
światową sławę przyniosła mu trylogia „Ojciec chrzestny”. Równie pochlebne
opinie słychać po dziś dzień o znanej adaptacji opowiadania Josepha Conrada
„Czas apokalipsy”, równie typowej co niepowtarzalnej w filmografii reżysera.
Dzieło miało swoją premierę 10 maja
1979r. Sama obecność wybitnych aktorów, takich jak Marlon Brando czy Laurence
Fishburne, powinna wznieść ten film na piedestał. Ale nie tylko dzięki
wspaniałej grze aktorskiej doceniono pracę Coppoli. Otóż doskonałe
przestawienie ludzi obłąkanych wojną to jedno, a ukazanie pełnego jej obrazu,
ociekającego krwią, brudem i szaleństwem to zupełnie coś
innego.
Odbiorca ma możliwość obejrzenia konfrontacji
głównego bohatera z okrutnym światem konfliktu. Dobrym tego przekazem są długie
przejścia między jednym a drugim ujęciem, sprawiające, że przez jakiś czas
obrazy znajdują się jedno na drugim.
Ważnym
elementem jest także muzyka. Nie z byle powodu została nagrodzona Oskarem w
1980 roku. Dobrze dobrana, ukazująca odpowiednie emocje związane z konkretną
sytuacją. Osobiście zakochałam się w scenie z kapelą Rolling Stones puszczaną z
radia na łodzi.
Kiedy
określiłam ten film mianem definicji chaosu, moim celem bynajmniej nie było
krytykowanie tego dzieła. Wręcz przeciwnie. Poprzez zachowania bohaterów, ich
decyzje, to co ich otacza, reżyser był w stanie zobrazować nam dokładnie czym
jest chaos. Nie jestem w stanie inaczej określić tego, co działo się w tym
filmie. Ludzie biorący udział w wojnie w Wietnamie nie byli ludźmi o zdrowych
zmysłach. Zdjęcia wykonane przez Vittorio Storaro to prawdziwy
majstersztyk (które również został nagrodzony Oskarem). Wizję takiej a nie innej wojny mogło też poniekąd wzbogacić ukończenie
szkoły wojskowej przez samego reżysera. Coppola doskonale wiedział, jak powinna
wyglądać ta adaptacja. Że powinna być brudną, niemoralną, anarchiczną wizją
świata, poprzez ujęcia, klimat, odpowiednie kreacje, jakie przywdziewają
aktorzy. Bohaterowie opowiadają te historię sami, nie potrzebują do tego
żadnych śmiesznych scen batalistycznych, wybuchów czy pościgów. Przyjrzyjmy się
samej osobie płk. Kurtza, która wydaje się być niezwykle miałka na tle tak
wielkiej legendy, jaką owiana jest ta postać. Przez niemal 3 godziny słyszymy
wiele na jego temat, w pewnym momencie się go boimy, przeszywa nas niemiła
fascynacja tym mężczyzną. Jednak gdy dochodzi do konfrontacji głównego bohatera
z owym bohaterem, dochodzimy do wniosku, że ten diabeł wcale nie jest taki
straszny, jak go malują. Niemal otwiera się przed widzami, pokazuje swoje
zmęczenie całą tą wojną, znużenie i chęć końca. I tutaj właśnie ukazuje nam się
prawdziwy geniusz Coppoli. Widzimy drogę, jaką bohater przebywa, płynąc w górę
rzeki. Im dalej jest, tym gorsze rzeczy spotyka. Brnie przez wszystkie warstwy
tego zepsucia, przez chaos, który je otacza, by dotrzeć do jego źródła- do
„jądra ciemności”. Ale choć od początku było ono celem, każda inna warstwa,
każda inna minuta filmu nie jest mniej ważna od jego finału. Jestem zauroczona.
I tak
po podróży przez najgorsze odmęty zepsucia, zamęt i grozę, chciałabym jedynie
podziękować. Metafora, jaką jest cały ten film, to najobrzydliwsza i zarazem
najpiękniejsza rzecz, jaka mnie w życiu tak fascynowała.
A. B.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz