„Ludzie niepospolici przez imaginację o
ileż bardziej czują się radzi z siebie,
niż
ludzie roztropni mogą być radzi z siebie podług rozumu."
Blaise
Pascal
Wyobraźnia. Niektórzy
posługują się nią
nagminnie, uciekając przed monotoniąi jałowością
do świata przesyconego
barwami. Inni panicznie się
jej boją,kreując się na poważnych i statecznych starców, cicho łaknących kontaktu z formami
wyimaginowanymi.W dzisiejszych czasach zdominowanych
przez racjonalizm i logikę, wyobraźnia jest podświadomie umartwiana,
przeistacza się w byt zdegradowany i upośledzony. Na szczęście istnieją twórcy,
którzy podtrzymują mit wyobraźni nieograniczonej i wyzwolonej: Terry Gilliam
swoim najnowszym filmem „Parnssus” pobudza ludzkie umysły, wyzute i uśpione
dogmatami; zmusza je do wysiłku i buntuje przeciw granicom wyznaczonym przez
zdroworozsądkowe rozumowanie.
Film
przedstawia historię doktora Parnassusa (Christopher Plummer ), ekscentrycznego
staruszka, który wespół ze swoją kuriozalną trupą metaforycznie ubarwia życie
mieszkańców szarego Londynu. Dysponując bezkresną wyobraźnią, Parnassus stwarza
fenomen „Imaginuarium"- rodzaj
osobliwego cyrku, w którym teatralny
kicz miesza się z
absurdemi dziecięcym surrealizmem, oferując
wszystkim chętnym tymczasowy stan błogiej nieświadomości w świecie marzeń.
Rutynę bohaterów diametralnie zmienia bliżej nieokreślony Tony (Heath Ledger)-
niedoszły wisielec, osobnik o mrocznej przeszłości, cierpiący na chwilowo
nieuleczalną amnezję. Całej akcji kolorytu dodają zakłady Parnassusa z Diabłem
(Tom Waits), wprowadzając do fabuły odwieczny motyw walki dobra ze złem. Paktowanie
z siłami ciemności jeszcze nikomu w historii fikcji filmowej, tudzież
literackiej, nie przyniosło profitów, toteż nie dziwi fakt, iż tytułowy bohater
szybko staje na krawędzi autodestrukcji, dosłownie uzależniając się od
kolejnych propozycji wysłannika piekieł. Trzeba jednak zaznaczyć, że Diabeł
przedstawiony przez Gilliama (humorystycznie i niepozornie zwany Panem Nickiem)
to Diabeło manierach arystokratycznych, grający
fair i z klasą; trzymający fason od
początku do końca;ot
ciemność wybielona.
W końcowym etapie zakładu dwójki
osobników, walka toczy się o duszę Walentyny (flimowy debiut Lily Cole)- córki
Parnasussa, która bezwolnie stała się elementem nieuleczalnej manii ojca.
Wszystkim ciekawym burzliwych perypetii protagonistów, polecam uwolnić umysł od
wszelkich uprzedzeń i udać się do kina.
Bohaterowie
stworzeni w umyśle Gilliama
niewątpliwie należą do
oryginalnych.W końcu czy fantastyczny, irracjonalny
obraz pozbawiony specyficznych indywiduów miałby prawo racjonalnie istnieć?
Bynajmniej. Dlatego też kreacje bohaterów zasługują na odrobinę należytej
uwagi.
Szczególne
emocje wzbudza postać Tony'ego, w która wcielił się Heath Ledger na krótko
przed swoją śmiercią. Persona ta jest
niebywale charyzmatyczna; jej początkowa nieudolność i pozorna bezinteresowność z pewnością
pozyskają sympatię przeciętnego kinomana. Nawet będąc draniem, Tony da się
lubić.
Niezwykle intrygującą kwestią są
„gościnne" występy trójki aktorów: Jonny'ego Deepa, Jude'a Law oraz
Collina Farrella, którzy kolejno zastępują Ledgera, wcielając się w postać
Tony'ego penetrującego świat wyobraźni Parnassusa. Pomysł niebanalny, wnoszący
powiew świeżoścido schematycznej fabuły, mający
równocześnie stanowić hołd trójki gwiazd kina dla zmarłego niespodziewanie aktora.
Czy jednak owa idea sprawdziła się w praktyce ? Częściowo.
Deep w roli Tony'ego zdaje sie powielać
manierę właściwą dla kapitana Sparrowa znanego z serii filmów o karaibskich
piratach, co na dłuższą metę irytuje, uwłaczając przy tym artystycznej godności
aktora. Z kolei epizod z Judem Law stawia aktora w roli rozbuchanego dandysa,
który niefortunnie cierpi z powodu braku wyrazistości. Ostatni z trójki,
mianowicie Collin Farrell,w zupełności nie odstaje od reszty,
wręcz przeciwnie: jego gra zdaje się być najbardziej wymuszona, a postać jest
przedstawiona w sposób płaski i pretensjonalny. To wcielenie
hollywoodzkiego amanta zdecydowanie
do mnie nie
przemawia.
Niemniej
jednak wprowadzenie do filmu wyżej opisanej wariacji czyni z „Parnassusa"
dzieło jeszcze bardziej zawirowane i psychodeliczne.
Postacią,
która szczególnie odznacza się pośród korowodu osobliwości jest wspomniany już
Pan Nick, w wolnym przekładzie sam Diabeł, zło wcielone, bezbłędnie zagrany
przez Toma Waitsa. Kreacja ta nie tylko zaburza stereotypowy obraz
Szatana- pozbawionego skrupułów,
rubasznego i do cna nieuczciwego, lecz także świadczy o nienagannych
zdolnościach aktorskich Waitsa, który prostackiego, niesmacznego Diabła uczynił
Diabłem przyswajalnym, o dworskich manierach.
Nieodłącznym
elementem każdego obrazu, dopełniającym jego kunsztu i przekazującym treści
subiektywnie abstrakcyjne, jest muzyka. O warstwę dźwiękową filmu zadbało dwóch
kompozytorów- bracia Jeff i Mychael
Danna. Instrumentalne utwory idealnie oddają cudownie baśniową atmosferę,
groteskowość i nieprzewidywalność, które stanowią główny rdzeń produkcji. Wraz
ze zmianami wątków, zmienia się równieź tło muzyczne: leniwe i łagodne melodie
niespodziewanie przechodzą w tony żywe i agresywne, a kameralna, kojącą cisza
zostaje przerwana przypadkową serią ogłuszających dźwięków. Dobór
poszczególnych tematów muzycznych świadczy o błyskotliwości i drobiazgowej
przenikliwości reżysera: Terry Gilliam umiejętnie połączył wszystkie ogniwa
sztuki filmowej, stwarzając artystyczny spektakl dla mas.
„Parnassus"
zdecydowanie należy do filmów, które zasługują na atencję: bogactwo kolorów
świata przedstawionego, przepych oraz mnogość niezwykłych efektów specjalnych
czynią z niego istną ucztę dla oka. Chociaż fabuła tonie w barokowych
ozdobnikach, którymi pośrednio uraczył widza Gilliam, a groteskowa
wielowątkowość wprowadza chaos, film ten zasługuje na miano arcydzieła w swojej
kategorii.W życiu najbardziej cenię sobie oryginalność,
nonkonformizm i kreatywność, zaś Gilliam w swym
najnowszym filmie zdołał połączyć
te trzy pojęcia, by stworzyć
współczesną baśń o dwóch odmiennych, nieidealnych
światach, z których jeden stanowi dopełnienie drugiego i vice versa.
Obraz
jest cudownym panaceum dla ludzi, którym amputowano wyobraźnię. Nietuzinkowa
koncepcja, ekscentryczne postawy bohaterów, feeria barw i kakofonia dźwięków
nawet najbardziej zatwardziałego i konserwatywnego racjonalistę-nudziarza przemienią w niefrasobliwego marzyciela. Film ten
pokazał mi, że warto fantazjować; ot, tymczasowo porzucić nużącą, sztywną
rzeczywistość, aby zatracić się w wirze niedorzeczności.
„Parnassusa" uczciwe
rekomenduję wszystkim, a zwłaszcza sceptykom oraz
rozmiłowanym w logice- być może najnowszy film
Terryego Gilliam będzie Waszą furtką do magicznego świata wyobraźni ?
A. S.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz