7 września 2018r.-
długo wyczekiwany dzień premiery kolejnego filmu opowiadającego historię małżeństwa,
zajmującego się badaniem niewyjaśnionych spraw związanych z kościołem
katolickim, nazwany twórczo ,,Zakonnica” (ang. The Nun). Tym razem reżyserii
Corin Hardy. I chyba na wstępie powinniśmy zaznaczyć, że z pomiędzy wszystkich
rzeczy, których się nie udało zrobić w filmie dobrze- to w szczególności wybrać
dobrego reżysera.W Internecie przeważnie spotkamy opinie typu ,,Miało być strasznie”
czy ironiczne ,,Fajna przygodówka”. Co mógłbym dodać do tego od siebie? Ogromne
znudzenie podczas oglądania. Ale od początku…
Film opowiada historię
dochodzenia prowadzonego w sprawie tajemniczej śmierci zakonnicy. Na ,,łowy”
zostaje wysłany ojciec Burke oraz siostra Irene, którym po niedługim czasie
będzie towarzyszyć młody chłopak o przezwisku Franchie, stanowiący całe tło
humorystyczne swoimi zalotami do Irene. Oklepane i płytkie? Tak, a w kolejnych
minutach filmu będzie jeszcze płycej, bo już po chwili oglądania można przewidzieć,
że reżyser nie silił na coś zbyt ambitnego (albo jakkolwiek dobrego).
Jedną rzecz, którą można by powiedzieć, że została zrobiona
dobrze, to tempo akcji, bo już po dwudziestu minutach filmu nasi protagoniści
trafiają do tajemniczego klasztoru w Rumunii. Oprócz licznych nawiązań do
swoich poprzedniczek: ,,Annabelle” i ,,Obecności”, film nie oferuje zbyt wiele.
Ot, ,,łowca demonów”
i wylosowana zakonnica z powołania idą ,,rozwiązać zagadkę”.Przecież jak sam film stanowi back story swoich poprzedniczek,to tutaj będziemy mogli się bez niego obejść. Nie wspominając już o tym,że postacie są całkowicie bezbarwne i zagrane bez żadnego polotu.
i wylosowana zakonnica z powołania idą ,,rozwiązać zagadkę”.Przecież jak sam film stanowi back story swoich poprzedniczek,to tutaj będziemy mogli się bez niego obejść. Nie wspominając już o tym,że postacie są całkowicie bezbarwne i zagrane bez żadnego polotu.
Pewnie gorzej być nie może? Otóż może, przecież mamy do
czynienia z filmem grozy. Ale czy na pewno? Ciemne, klaustrofobiczne miejsca i
tytułowa zakonnica. Z naciskiem na zakonnicę, bo film jest naszpikowany tzw.
Jumpscare-ami i to w dodatku marnymi i przewidywalnymi, w których będziemy
mogli się do niej przyzwyczaić. Podczas mojego prawie dwugodzinnego pobytu na
sali kinowej, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że reżyser był całkowicie
świadomy tego, że to nie wygląda tak jak powinno, stąd te irytujące wstawki
dźwiękowe, które budowały uczucie strachu. Jesteśmy nimi wręcz zalani podczas
oglądania filmu, a myśl- ,,pewnie za chwile coś tu wyskoczy”- będzie nam
towarzyszyć do samego końca.
Od pewnego momentu film zmienia całkowicie swoją narrację na
tę rodem z serii Warhammer 40.000. Już nie uświadczymy wąskich, ciasnych i
ciemnych korytarzy, natomiast spotkamy zombie i strzelającego w nie
Franchie´go. Tak, przechodzimy do końca filmu- do momentu, w którym reżyser
miał już prawdopodobnie dość pracy nad filmem
i postawił na emocjonujące zakończenie. Czego w nim nie było? Wszystkiego, co powinno się znaleźć w dobrym horrorze, a w zamian dostaliśmy masę efektów specjalnych.
i postawił na emocjonujące zakończenie. Czego w nim nie było? Wszystkiego, co powinno się znaleźć w dobrym horrorze, a w zamian dostaliśmy masę efektów specjalnych.
Podsumowując, jest to jeden z filmów celujących w
,,niedzielnego” odbiorcę i niestety nie można o nim powiedzieć niczego dobrego.
Słaba gra aktorska, szkicowy zarys postaci, jak i nieprzemyślana i źle
poprowadzona akcja filmu.
I przede wszystkim, film nie robił tego, co jest w samym
zamyśle horrorów- nie straszył.
D. Sz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz