Czerwone Gitary radziły przed laty: W drogę! Bez drogowskazów! W drogę! Po własny los. (…) Do przejścia mam tak wiele lat, Drogami, które ledwie znam
No właśnie
- pomyślałam - skoro nie potrafię przewidzieć własnej przyszłości, może warto lepiej
poznać drogi, które przemierzam każdego dnia. I to dosłownie! A gdyby tak
zacząć od uważnego przyglądania się miastu, którego ścieżki codziennie wydreptuję.
Bo przecież każdego ranka wyruszam z domu do szkoły, po własny los,
mijając po drodze Kościół pw. NMP Anielskiej, którego nawet nie zauważam, a
przecież jest to pierwsze w Polsce sanktuarium maryjne w stylu neogotyckim wyróżnione
zaszczytnym tytułem bazyliki już w początkach XX wieku. Jakaż czuję się maleńka,
gdy na moment przystaję i zadzieram głowę, spoglądając na wieżę główną o
wysokości 86 m, która sprawia naprawdę imponujące wrażenie.
Ale
przecież w drogę… Więc jeszcze kilka kroków i przed moimi oczyma ukazuje
się majestatyczny Dąbrowski Pałac Kultury, otwarty oficjalnie w roku, od
którego miało upłynąć jeszcze ponad 50 lat zanim pojawiłam się na świecie.
Zawsze gdy go mijam, za każdym razem dostrzegam jakiś nowy element tego
trzykondygnacyjnego budynku z elewacją z czerwonej cegły i piaskowca, z wieżą zdobioną attykami i z
poddaszem w kształcie korony, no i ciekawymi, acz przerażającymi… rzygaczami, a
może lepiej brzmiącymi gargulcami rozmieszczonymi dyskretnie po to, by woda deszczowa miała swobodny
odpływ wodospadowy, a może po to, by ostrzegać dąbrowiaków przed złem i
jednocześnie chronić przed nim, gdyż - jak wierzono - demony muszą uciec, gdy
zobaczą własny obraz. Tak, ten monumentalny przykład stylu socrealistycznego fascynuje,
zwłaszcza nocą, gdy jest bajecznie oświetlony…
Jednak znowuż pora ruszyć dalej lokomocją dwunożną, by już po
kilku minutach znaleźć się w pobliżu Resursy, która pewnego letniego dnia pozwoliła
mi na to, bym uwieczniła jej piękno na jednej z fotografii, bo czasy świetności
ma już za sobą, a na moim zdjęciu zaprezentowała się wyjątkowo okazale. A przecież
niegdyś dochodziło tu do spotkań kulturalnych m.in. z Marią Konopnicką czy Elizą
Orzeszkową. To tu odbywały się również słynne bale w prawdziwej sali balowej,
którą budynek do dziś posiada. Czarujący świat mężczyzn we frakach,
najelegantszych męskich strojach wieczorowych, i kobiet w szałowych kapeluszach
i zapierających dech w piersiach finezyjnych kreacjach - o których w latach 30. XX w. niejaka Well pisała: Suknie wieczorowe zawsze bywały tak odmienne od sukien
dziennych, jak różną jest atmosfera balowa od atmosfery pracy zawodowej lub
zajęć gospodarczych. Hmm, prawdziwa
magia świata, który już nie powróci.
Ale ponieważ zmierzam pod górkę ku Muzeum Miejskiemu „Sztygarka”
przyda mi się nieco wygodniejsze obuwie, najlepiej sportowe, niż najpiękniejsze
buty na obcasie. Krok za krokiem zatem, przed siebie, pod górę, wciąż do przodu…
i oto stoję na wprost miejsca dla mnie wyjątkowego, które już zawsze kojarzyć
mi się będzie ze słynnym „Skarbem hutnika” odkrytym 13 lipca 2006r. podczas badań archeologicznych w dąbrowskiej
dzielnicy Łosień, skarbem liczącym ogółem 1125 monet. Ileż tu ikonograficznych
przedstawień w stylu późnej sztuki romańskiej, ileż fantastycznych scen, by
wspomnieć choćby moje ulubione denary „Dwaj Bracia” czy „Orzeł dopadający
zająca”. Co ciekawe, tegoroczna Industriada, której przyświeca motto „Sztuka
przemysłu i przemysł w sztuce” zawita m.in. do Sztygarki, warto zatem niebawem odwiedzić
jej mury, by obcować z wystawami, malarskimi plenerami, wykładami, warsztatami,
grami czy spotkaniami z techniką wojskową.
Oj, stąd już tylko rzut kamieniem do mojego liceum - do Zamoya! Nigdy nie sądziłam, że zwyczajna wędrówka do szkoły może zamienić się w niezwykłą podróż w czasie i przestrzeni. Tak... W drogę! Bez drogowskazów! W drogę! Po własny los. (…) Do przejścia mam tak wiele lat, Drogami, które… - teraz lepiej - znam!
L. J.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz