niedziela, 11 września 2016

Pociąg...

Nie jest tajemnicą, że kondycja kina polskiego nie jest obecnie w najwyższej formie, a co odważniejszy mógłby pokusić się o stwierdzenie, że swoje najświetniejsze lata ma już za sobą. Jest to temat z pewnością warty polemiki i rozważań, aczkolwiek, na chwilę obecną, faktem jest to, iż najbardziej doborowi i godni podziwu reżyserzy w historii polskiej kinematografii są spadkobiercami szkoły PRL-owskiej – Andrzej Wajda, Roman Polański czy Krzysztof Kieślowski to przykłady pierwsze z brzegu. Ku czci „starej szkoły” tematem mojej recenzji będzie, w mojej skromnej opinii, jeden z najwybitniejszych polskich filmów XX w. w reżyserii Jerzy Kawalerowicza pt. „Pociąg”.



Dzieło Jerzego Kawalerowicza ukazuje, z pozoru spokojną, historię dwójki niezwiązanych ze sobą ludzi - Marty granej przez Lucynę Winnicką i Jerzego granego przez Leona Niemczyka, którzy, wybierając się pociągiem nad morze, zostają przydzieleni do jednego przedziału. Pomimo początkowo ogromnej niechęci, którą siebie darzą, zaistniałe wydarzenia zmuszają ich do zagłębienia się we własne relacje.
Początek jest bardzo wyważony i z początku wszystko wskazuje, iż meritum filmu będą sytuacje zaistniałe w przedziale między dwoma, antagonistycznie nastawionymi do siebie jednostkami. Nic bardziej mylnego – reżyser podczas trwania filmu odsłania coraz to więcej kart. Przede wszystkim, głównym atutem „Pociągu” jest wyraźnie zarysowana, realistyczna panorama polskiego ówczesnego społeczeństwa – reżyser ukazuje osoby z różnych warstw społecznych, choćby jowialny ksiądz, cwany, partyjny karierowicz czy ekstrawertyczny adwokat – każda z tych postaci charakteryzuje się własną gamą postaw, zachowań, a także każdy z nich w odmienny sposób reaguje na zachodzące zdarzenia podczas jazdy.

Niemniej ciekawym aspektem tego filmu jest wątek kryminalny – Kawalerowicz może nie posługuje  się zabiegiem suspensu podczas poszukiwań mordercy, natomiast, w ujęciu socjologicznym, trafnie ukazuje reakcje pasażerów jako podmiotu zbiorowego, odczuwające z jednej strony panikę i strach, a z drugiej chęć poświęcenia i motywację do ukarania mordercy za jego czyn – w „Pociągu” nic nie odbywa się jednofazowo, żaden z bohaterów nie jest jednoznaczny.
Nie będę ukrywał – podchodziłem do seansu z dużą dozą nadziei i oczekiwań. Na stronie http://www.filmweb.pl/film/Poci%C4%85g-1959-8718 jest on proklamowany jako „dramat psychologiczny”, czyli to, w czym polscy filmowcy odnajdowali się najlepiej –  jak nikt inny trafnie i dobitnie uwypuklają przywary, jak i nieustanne dylematy moralne, z którymi często musimy się mierzyć, czego dowodem jest już dość leciwe, aczkolwiek wciąż odnajdujące odwzorowanie w dzisiejszej rzeczywistości dzieło Jerzego Kawalerowicza.    


„Pociąg” jest filmem bardzo uniwersalnym – ze względu mnogość zazębiających się
ze sobą wątków, a także wyrazistych postaci każdy widz przy odpowiedniej dawce skupienia powinien odnaleźć coś dla siebie, a wisienkę na torcie stanowią, puszczane w tle, melancholijne ballady Wandy Warskiej, które w należyty sposób podkreślają artyzm zawarty w tym wiekopomnym dziele.

                                                                                                               M.M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz