Na „Bacalaureat” czekałem od
tegorocznej edycji festiwalu w Cannes, na którym to został on odznaczony Złotą
Palmą za reżyserię. Jako, że film ten nie został jeszcze przekazany do polskiej
dystrybucji i raczej wątpliwe, by ukazał się on szerszej publiczności w drodze
normalnego przekazu, jestem niesamowicie ukontentowany, iż w niedalekich
Katowicach miałem okazję zobaczyć go po sześciomiesięcznym wyczekiwaniu w
ramach Międzynarodowego Festiwalu Producentów Filmowych Regiofun. O całej
swojej drodze krzyżowej wspominam, gdyż czuję się przytłoczony faktem niskiej
popularności rumuńskich produkcji filmowych, które powinny być dla Polaków
wzorem, i z którymi moglibyśmy się spokojnie utożsamić z powodu w miarę
podobnej sytuacji gospodarczej naszych państw.
Opus magnum Mungiu jest film pt. „4 miesiące, 3
tygodnie i 2 dni” nagrodzony m.in. Złota Palmą za najlepszy film roku 2007.
Dzieło to opowiada historię Otilii, która zachodzi w niechcianą ciążę, a jedyną
osobą gotową na pomoc jest jej przyjaciółka Gabita. W jednym pokoju hotelowym
przeżywamy dramat trudny do pojęcia dla Europejczyka, będący zarazem czymś tak
popularnym wśród kobiet zmuszonych walczyć z ustrojem. Jednak nie jest to tekst
poświęcony jednemu bohaterowi. W tym miejscu chciałbym złożyć hołd również
Corneliu Porumboiu, wiernemu przedstawicielowi wyżej wymienionych założeń, który
zamiast stworzyć pasjonujący film pełen pościgów i wybuchów, woli obdarzyć
widza za pomocą „Policjant, przymiotnik” - analizą nudnej pracy policjanta
prowadzącego śledztwo, ukazującej respekt godzinom poświęconym na oczekiwaniu,
na papierkowej robocie, by na koniec uderzyć nas faktem, że wszystko, nawet
zwykłą niesprawiedliwość, można wytłumaczyć za pomocą słownika (jest to
alegoria do konstytucji i problemów bardziej społecznych). Warto wspomnieć też
o Cristim Puiu, który już samym tytułem -„Śmierć pana Lazarescu” zdradza nam
zakończenie, co wydaje się odważnym zabiegiem, ale przecież nie o nie tu chodzi,
a o to, co było przed nim.
„Egzamin”, bo tak brzmi polskie
tłumaczenie zagadnienia poruszanego w tej recenzji, oprócz wielkiego szacunku wśród
swoich fanów przyniósł Cristianowi Mungiu, o czym zdążyłem już wspomnieć,
kolejną Złotą Palmę (jego kolekcję uzupełnia trzecia, tym razem za najlepszy
scenariusz w „Za wzgórzami”). Głównym bohaterem filmu jest Romeo (Adrian Titieni)
około pięćdziesięcioletni lekarz, przedstawiciel miejskiej klasy średniej. To
on jest źródłem przekazu, informatorem widza, z jego perspektywy przeżywamy
wszystkie doświadczenia. Zamieszkały w Klużu medyk posiada córkę, która na
dniach będzie pisała maturę. Test ten, jak uważa Romeo, jest kluczem dla jej
przyszłości. Wiele pieniędzy przeznaczono na edukację młodej Rumunki, ma ona
otrzymać stypendium i kontynuować naukę na uniwersytecie w Anglii.
Niestety, na
krótko przed egzaminami zostaje ona napadnięta i pobita, cudem unika gwałtu.
Zdarzenie to jest ciosem wymierzonym w społeczeństwo- nikt nie pomógł, sprawca
z powodzeniem uciekł. Jest to poważna próba dla ojca, którego sensem życia jest
Eliza, uważa bowiem, iż on swoje już przeżył, niepotrzebnie powrócił do
Rumunii, jest zbyt stary, by coś zmienić. Zdruzgotany postanawia wziąć sprawy w
swoje ręce, chcąc zapewnić córce odpowiedni wynik udaje się do swojego
przyjaciela pełniącego wysoką funkcję w policji. W ten sposób wplątuje się w
intrygę brudnych powiązań, koneksji. Gdziekolwiek idzie Romeo słyszy, że
„trzeba sobie pomagać”, a czasem przecież nie mamy wpływu na wydarzenia, więc
warto skorzystać z pomocy znajomych. Jego udziałem w całej transakcji będzie
operowanie schorowanego przedstawiciela administracji.
Mungiu kwestionuje moralność
dzisiejszej Rumunii. Tym razem zamiast skupiać się na codzienności (chociaż o
niej też sporo mówi, ale o tym za chwilę) koncentruje się on na świecie
przesiąkniętym korupcją, pełnym nieczystych zagrywek nakierowanych na
osiągnięcie własnego dobra. Jest to obraz niezwykle świadomy, co przejawia się
dużym sceptycyzmem co do funkcjonowania państwa. Sam Romeo, chcąc wytłumaczyć
córce swoje amoralne czyny, mówi jej „czasem w życiu liczy się tylko cel”. Jest
to film pragnący uświadomić ludzi, że aby zmienić coś dużego trzeba najpierw
zacząć od siebie i zrobić rachunek sumienia.
Reżyser uważa, iż jest to film skierowany do rodziców. Chce
pokazać, że nawet jeśli wychowujemy dzieci zgodnie z jakimiś ideałami, a sami
postępujemy inaczej to w końcu nasi potomkowie zaczną kierować się naszymi
czynami a nie słowami. Dzieło to traktuje również o nadopiekuńczości - rodzice
przywykli do bycia reżyserami przyszłości swoich pociech. Tymczasem, co
doskonale widać na przykładzie Elizy, która posiada chłopaka i wiąże z nim
przyszłość w Klużu, dzieci szybko dorastają i same pragną podejmować decyzje.
Jak już mówiłem, uwaga koncentruje się na Romeo oraz jego problemach, który
poza dramatem córki, przeżywa trudne chwile z żoną, a jego kochanka zadaje
niewygodne pytania. Nie jesteśmy świadkami napadu, nie wiemy kto jest
przestępcą oraz nie jesteśmy świadomi jak Eliza pisze maturę, i czy w ogóle ją
pisze, widzimy za to emocje dojrzałego lekarza, który postępuje według
informacji, które dostaje. Jak mówi sam reżyser, jest to sprawiedliwy sposób
kręcenia filmu, ponieważ my, w swoim życiu również nie wiemy jaka jest prawda, znamy
tylko pewną jej część, bazujemy na pewnych wiadomościach, których pochodzenia
nie możemy być pewni.
Cristian Mungiu jest reżyserem zbyt dojrzałym, aby
dawać widzu gotowe odpowiedzi. On nie mówi nam jak żyć i co robić, jego celem
jest ostrzeżenie odbiorcy, uwypuklenie pewnych niewygodnych spraw. Taki zabieg,
pomimo, że w trakcie oglądania nie budzi zbyt wielu emocji (są pewne wyjątki)
powoduje, iż film
przeżywamy głównie po seansie. Zaczynamy dociekać prawdy, zastanawiać się nad
sobą: jak my byśmy postąpili? Czy my też skłonilibyśmy się ku amoralności,
która przecież tak brzydziła nas na ekranie? Rumuński reżyser jest kimś, kto w
moim odczuciu zasłużył na miano egzystencjalisty dzisiejszych czasów. Jest on
świadomy, że filmy nie mają wydźwięku wśród społeczeństwa, nie poświęca im się
zbyt dużej uwagi, jest to syzyfowa praca. Pomimo to dalej stara się kontynuować
swoją misję bycia bacznym obserwatorem i pragnie alarmować ludzi. Za taką
postawę należy się wielki szacunek dla każdego przedstawiciela rumuńskiej nowej
fali.
J. Z.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz