wtorek, 2 kwietnia 2019

Czas apokalipsy




Chaos-  zbiór nieokreślonych rzeczy, nieład, nieporządek. Samo określanie chaosu sprecyzowanym można nazwać oksymoronem. Ale jeśli mielibyśmy coś wskazać, byłby to film Francisa Coppoli.


Francis Ford Coppola, urodzony 7 kwietnia 1939 roku, był nieprzeciętnym dzieckiem. Dzięki rodzicom- artystom młody Francis udał się do szkoły filmowej, skończył studia w Hosta Collegei później uczęszczał na wydział filmowy na Uniwersytecie Kalifornijskim. Zadebiutował wyreżyserowanym w 1963r. filmem „Obłęd”, jednak światową sławę przyniosła mu trylogia „Ojciec chrzestny”. Równie pochlebne opinie słychać po dziś dzień o znanej adaptacji opowiadania Josepha Conrada „Czas apokalipsy”, równie typowej co niepowtarzalnej w filmografii reżysera.

Dzieło miało swoją premierę 10 maja 1979r. Sama obecność wybitnych aktorów, takich jak Marlon Brando czy Laurence Fishburne, powinna wznieść ten film na piedestał. Ale nie tylko dzięki wspaniałej grze aktorskiej doceniono pracę Coppoli. Otóż doskonałe przestawienie ludzi obłąkanych wojną to jedno, a ukazanie pełnego jej obrazu, ociekającego krwią, brudem i szaleństwem to zupełnie coś innego.

 Odbiorca ma możliwość obejrzenia konfrontacji głównego bohatera z okrutnym światem konfliktu. Dobrym tego przekazem są długie przejścia między jednym a drugim ujęciem, sprawiające, że przez jakiś czas obrazy znajdują się jedno na drugim.

Ważnym elementem jest także muzyka. Nie z byle powodu została nagrodzona Oskarem w 1980 roku. Dobrze dobrana, ukazująca odpowiednie emocje związane z konkretną sytuacją. Osobiście zakochałam się w scenie z kapelą Rolling Stones puszczaną z radia na łodzi.

Kiedy określiłam ten film mianem definicji chaosu, moim celem bynajmniej nie było krytykowanie tego dzieła. Wręcz przeciwnie. Poprzez zachowania bohaterów, ich decyzje, to co ich otacza, reżyser był w stanie zobrazować nam dokładnie czym jest chaos. Nie jestem w stanie inaczej określić tego, co działo się w tym filmie. Ludzie biorący udział w wojnie w Wietnamie nie byli ludźmi o zdrowych zmysłach. Zdjęcia wykonane przez Vittorio Storaro to prawdziwy majstersztyk (które również został nagrodzony Oskarem). Wizję takiej a nie innej wojny mogło też poniekąd wzbogacić ukończenie szkoły wojskowej przez samego reżysera. Coppola doskonale wiedział, jak powinna wyglądać ta adaptacja. Że powinna być brudną, niemoralną, anarchiczną wizją świata, poprzez ujęcia, klimat, odpowiednie kreacje, jakie przywdziewają aktorzy. Bohaterowie opowiadają te historię sami, nie potrzebują do tego żadnych śmiesznych scen batalistycznych, wybuchów czy pościgów. Przyjrzyjmy się samej osobie płk. Kurtza, która wydaje się być niezwykle miałka na tle tak wielkiej legendy, jaką owiana jest ta postać. Przez niemal 3 godziny słyszymy wiele na jego temat, w pewnym momencie się go boimy, przeszywa nas niemiła fascynacja tym mężczyzną. Jednak gdy dochodzi do konfrontacji głównego bohatera z owym bohaterem, dochodzimy do wniosku, że ten diabeł wcale nie jest taki straszny, jak go malują. Niemal otwiera się przed widzami, pokazuje swoje zmęczenie całą tą wojną, znużenie i chęć końca. I tutaj właśnie ukazuje nam się prawdziwy geniusz Coppoli. Widzimy drogę, jaką bohater przebywa, płynąc w górę rzeki. Im dalej jest, tym gorsze rzeczy spotyka. Brnie przez wszystkie warstwy tego zepsucia, przez chaos, który je otacza, by dotrzeć do jego źródła- do „jądra ciemności”. Ale choć od początku było ono celem, każda inna warstwa, każda inna minuta filmu nie jest mniej ważna od jego finału. Jestem zauroczona.

I tak po podróży przez najgorsze odmęty zepsucia, zamęt i grozę, chciałabym jedynie podziękować. Metafora, jaką jest cały ten film, to najobrzydliwsza i zarazem najpiękniejsza rzecz, jaka mnie w życiu tak fascynowała.
                                                                                                                 A. B.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz