czwartek, 30 listopada 2023

Napoleon – udana czy zepsuta produkcja Ridleya Scotta?

Czy Napoleon to najgorszy film Ridleya Scotta, reżysera słynnych inscenizacji filmowych jak Obcy - ósmy pasażer Nostromo (1979), Gladiator (2000) czy Królestwo niebieskie (2005)?

Jedni podziwiają widowisko brytyjskiego reżysera. Drudzy twierdzą, że obraz wieje nudą, cechuje go kiepski montaż i fatalnie poprowadzona historia. Wielu krytykuje też podejście reżysera do faktów, zauważając, że  choć nie kręcił dokumentu, to i tak koloryzował sceny lub nawet przedstawiał je całkowicie niezgodnie z rzeczywistością. Co prawda, do prac nad tą produkcją zaangażowano konsultanta historycznego, profesora Michaela Broersa, ale mimo że reżyser wielokrotnie pytał go o opinię na temat poszczególnych scen i wspólnie z nim weryfikował scenariusz, to w efekcie wielu jego kwestii nie brał pod uwagę i ostatecznie pokazywał historię po swojemu. Po swojemu, czyli na pewno z wielkim rozmachem, by przytoczyć ciekawostkę, że do nakręcenia jednej z bitew skorzystał z 300 statystów i 100 koni, a żeby przyspieszyć zdjęcia, nagrywał sceny z ich udziałem aż 11 kamerami.

Znawcy tematu szeroko komentują fakty i fikcję ukazane w filmie. Na przykład czy po bitwie pod Waterloo Napoleon faktycznie spotkał się z pierwszym księciem Wellington - Arthurem Wellesleyem? A co z podziurawionym kapeluszem Napoleona? Na temat tego słynnego kapelusza narosło wiele legend. Jedna z nich mówi, że kapelusz miał zostać trafiony przez kulę armatnią, podczas pamiętnej bitwy pod Waterloo. Reżyserowi chyba spodobała się ta historia, bo postanowił nawiązać do niej w swoim filmie. Widzimy to podczas sceny, w której żołnierz strzela do uciekającego Napoleona. Ostatecznie pocisk nie trafia w głowę tytułowego bohatera, a w jego kapelusz, pozostawiając przy tym dziurę. Historycy nie mają jednak pewności, co do prawdziwości tej opowieści. Podobnie ze strzelaniem do piramid - to jedynie zabieg filmowy, ponieważ Napoleon nigdy nie wydał takiego rozkazu. Nie ulega wątpliwości, że Scott posłużył się językiem skrótu filmowego, który jednak nie przysporzył mu zwolenników. Potwierdza to między innymi opinia profesora Dariusza Nawrota z Uniwersytetu Śląskiego i znawcy epoki napoleońskiej, który wystawił obrazowi Scotta miażdżącą ocenę, stwierdzając, iż Film jest pełen błędów faktograficznych, chronologicznych i skrótów. Reżyser i scenarzysta David Scarpa nie odrobili tej lekcji.  Wykazują się arogancją i potworną niewiedzą. To nie jest film o prawdziwym Napoleonie Bonaparte. Sam reżyser krytykę płynącą ze strony historyków skwitować miał stwierdzeniem: Przecież ich tam nie było. Tak, może i nas tam nie było – stwierdza profesor Nawrot -  ale znamy źródła i znamy bogatą literaturę, która od dwustu lat opisuje i życie i dokonania Napoleona Bonaparte. Moim zdaniem - dodaje Nawrot - Ridley Scott  stara się świadomie zniszczyć legendę Napoleona i powiela bezrefleksyjnie XIX-wieczną brytyjską propagandę, na czele ze słynnym kłamstwem o niskim wzroście Bonapartego (miał 168,7 cm - czyli był średniego wzrostu jak na ówczesne standardy; dla przykładu wzrost Fryderyka II wynosił 157 cm). To nie jest film o prawdziwym Napoleonie Bonaparte. Najgorsze jest to, że w tym obrazie zupełnie pominięty jest gigantyczny dorobek cesarza Francuzów. Jest to bardzo smutne, bo to film bardzo słaby, a jednocześnie taki, który pewnie na najbliższe dwadzieścia lat zamknie temat Napoleona w kinie. Obawiam się, że to on zdominuje obraz cesarza Francuzów w masowej wyobraźni.

A jaki obraz Małego Kaprala wyłania się z pokazywanej na ekranie opowieści? Film, jak sugeruje tytuł, skupia się na wybranych elementach biografii Bonapartego, w którego postać wcielił się brat nieodżałowanego Rivera Phoenixa (1970-1993), Joaquin Phoenix – na pokazaniu jego drogi do władzy i upadku, widzianej  przez pryzmat skomplikowanego, szaleńczego uczucia do arystokratki Józefiny de Beauharnais (w tej roli Vanessa Kirby), pierwszej cesarzowej Francuzów i królowej Włoch. To z jej ust pada sugestywne zdanie: Jesteś zwykłym brutalem, który beze mnie jest nikim, sugerujące, że kobieta ta, jego podpora i życiowy problem, będzie miała wpływ na niektóre decyzje swojego męża. To wreszcie opowieść o kształtowaniu się politycznych ambicji zwykłego człowieka, mężczyzny z ogromnym ego, który niczym bóg odważył się patrzeć na ludzi z góry, gotowego poświęcić każdego w imię wyższej idei, a który jednakowoż zostanie uznany za geniusza wojny, dobrego stratega, reformatora i wizjonera, za najwybitniejszego dowódcę wojskowego w historii, a także za jedną z najważniejszych postaci w historii nie tylko Francji, ale i świata. I choć wśród historyków nie ma jednego oczywistego przekazu na temat Cesarza Francji, bo jest postacią niezwykle kontrowersyjną, to jednak nie można przejść obok niego obojętnie. I tak robi Scott, pokazuje despotę i tyrana, który po trupach dążył do osiągnięcia swoich celów w myśl słów: Moją kochanką jest władza.

Biorąc pod uwagę powyższe informacje, a także mając na uwadze wiarę literackiej legendy Ignacego Rzeckiego w mit Napoleona Bonapartego - Wierz mi, panie Klejn, bonapartyzm to potęga! - ponownie wybiorę się do kina, by jeszcze raz przenieść się do świata tego niezwykłego człowieka.

L. J.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz