piątek, 16 lutego 2024

Przemoc w ironicznej odsłonie

 

Pierwszym filmem Quentina Tarantino, który obejrzałam, było „Pewnego razu… w Hollywood”. Jego zakończenie zdecydowanie mnie zaskoczyło. Chciałam się przekonać, czy tak samo zapadające w pamięć są jego inne dzieła. Dlatego też kiedy w zapowiedziach telewizyjnych pojawiły się „Bękarty wojny”, wiedziałam, że muszę je zobaczyć.

               „Bękarty wojny” to film wojenny z 2009 roku. Jak już wspomniałam, jego reżyser, ale także scenarzysta, to Quentin Tarantino. Jego nazwisko powszechnie znane jest wśród miłośników i znawców kina, chociaż często filmy przez niego wyreżyserowane wzbudzają kontrowersje – nie wszystkim przypadną do gustu. Tak samo stało się z „Bękartami wojny”. Jednak mimo mieszanych opinii recenzentów, został on szeroko doceniony w świecie nagród filmowych, dzięki czemu zdobył ich 26, w tym jednego Oscara – za najlepszego aktora drugoplanowego dla Christopha Waltza. Zanim przedstawię krótko fabułę i moje odczucia po obejrzeniu filmu, wymienię jeszcze aktorów, którzy wystąpili w rolach głównych. Byli to: Brad Pitt, Mélanie Laurent, Christoph Waltz, Daniel Brühl, Diane Kruger, Eli Roth, Til Schweiger oraz Mike Myers.

               Akcja filmu rozgrywa się w okupowanej przez nazistów Francji, rozpoczynając się na wsi w 1941 roku i kończąc trzy lata później. Przedstawia realia ówczesnego życia dla ludzi różnych narodowości – Niemców, Francuzów i Żydów. Pojawia się wiele wątków, chociaż najważniejszym motywem jest zemsta. Sformowana przez porucznika o imieniu Aldo Raine grupa żołnierzy – głównie amerykańskich Żydów – zwana „Bękartami” brutalnie zabija i skalpuje niemieckich przeciwników odpowiedzialnych za śmierć ich rodaków. Planują także zamach na życie wysoko postawionych nazistów. Podobne plany snuje młoda właścicielka paryskiego kina – ukrywająca się pod nazwiskiem Emmanuelle Mimieux - Żydówka Shosanna Dreyfus. Jej rodzina została zabita przez nazistów, a ona sama przeżyła, ratując się ucieczką.

               Jednym z najistotniejszych elementów przy ocenie filmu jest gra aktorów. Quentino Tarantino wybrał do swojej obsady same wybitne nazwiska – w filmie zagrał na przykład Brad Pitt. Na docenienie zasługuje wiele postaci, jednak moją uwagę szczególnie zwróciła Mélanie Laurent występująca w roli ukrywającej się Shosanny Dreyfus. W „Bękartach wojny” musiała ona pokazać szeroką gamę emocji. Potrafiła doskonale zobrazować strach w czasie ucieczki z miejsca zamordowania jej rodziny, a później także obojętność, pragnienie zemsty, opanowanie i niepokój, gdy jej plany miały zostać pokrzyżowane. Docenić należy także umiejętności aktorskie Christopha Waltza, który został nagrodzony Oscarem za najlepszą rolę drugoplanową w tym właśnie filmie. Choć postać przez niego grana - standartenführer Hans Landa – była wręcz przeciwieństwem Żydówki i nie dla niej przeznaczone było okazywanie zbędnych emocji,  tym bardziej pozytywnych, uważam, że doskonale sprawdził się w tej roli. Od pierwszej sceny zwracał na siebie uwagę brutalnością wobec Żydów i obojętnością wobec tragedii innych, które to cechy tak charakterystyczne były dla nazistów.

               Mówiąc o aktorach, warto zwrócić uwagę na to, jaką dbałością o szczegóły i starannością wyróżnia się ten film. Starano się dopasować narodowość bohatera do kraju pochodzenia aktora. I tak rola Bridget von Hammersmark została odegrana przez niemiecką aktorkę Diane Kruger, a wspomniana już Mélanie Laurent naprawdę jest Francuzką. Z kolei w jednego z członków „Bękartów” nazywanego „Żydowskim niedźwiedziem” wcielił się amerykański aktor właśnie o żydowskim pochodzeniu – Eli Roth. Istotny w odbiorze filmu jest także realizm tła wydarzeń. Drewniany, stary dom na francuskiej wsi, nazistowskie restauracje czy teatr Emmanuelle Mimieux są jak wyjęte z tamtych czasów. Na uwagę zasługują również stroje poszczególnych postaci, amerykańskich i nazistowskich żołnierzy, których autorką była Anna Biedrzycka-Sheppard. Stworzyła ona także piękną czarną sukienkę ze srebrnymi elementami, którą w teatrze miała na sobie Bridget von Hammersmark i w której też została uduszona. Jej wyglądu w tym dniu dopełniał wspaniały makijaż godny ówczesnych aktorek.

Sama wizja Tarantina była niezwykle przemyślana. Wyreżyserowanie filmu, którego bohaterowie mówią w trzech językach – angielskim, niemieckim i francuskim – wymagało umiejętnej organizacji. Docenić muszę także wykończenie dzieła. Interesującym rozwiązaniem okazał się podział filmu na rozdziały, kiedy pojawiał się nowy wątek w nowym miejscu. Informacje o nich podawane były białą czcionką na czarnym tle, tak jak i czas akcji, co tworzyło wyjątkową atmosferę i spójność akcji. Pierwszy raz spotkałam się również z  chwilowym zatrzymywaniem akcji na bohaterach, aby obok pojawił się żółty podpis z ich imieniem i nazwiskiem, nadając w ten sposób „Bękartom wojny” charakter reportażu.

Jak inne filmy Quentina Tarantino, tak i „Bękarty wojny” charakteryzują się znaczną deformacją rzeczywistości i ironicznie potraktowaną przemocą. Nie bez powodu dzieło to należy do gatunku czarnej komedii. Na długo pozostaną w mojej pamięci sceny skalpowania zabitych żołnierzy niemieckich czy wycinanie innym nazistom swastyk na czole za pomocą noża, niczym pozostawianie piętna ich zbrodni. Brutalności dopełnia jedna z ostatnich scen, jednak nie zdradzę tutaj zakończenia, aby pozostawić każdemu możliwość przekonania się o nim samemu. W niej, ale także w strzelaninie w barze, szczególnie widoczne były efekty specjalne wykorzystane w filmie. I tutaj Tarantino nie odstąpił od charakterystycznej cechy innych jego filmów i nie zabrakło rozlewu krwi. Wszystko to może wzbudzać kontrowersje oraz sprawiać wrażenie braku szacunku reżysera wobec historii, jednak moim zdaniem elementy te tworzą interesującą całość. Tarantino w swoim dziele przedstawił przekoloryzowane zachowania Hitlera, swoją wizję charakteru tej historycznej postaci i w zasadzie jej stanu psychicznego, które to nadają komizmu filmowi. Do tej pory pamiętam scenę rozmowy Hitlera z podwładnymi, kiedy ten z gniewem powtórzył wielokrotnie „nein”, czyli „nie” po niemiecku.

Muzyka to bardzo ważny element tego filmu Quentina Tarantino. Właśnie utwór muzyczny otwiera całe dzieło, a jest to konkretnie „The Green Leaves of Summer”, która pierwszy raz pojawiła się w westernie Alamo. Różnorodne melodie stanowią tło dla wielu późniejszych wydarzeń i cały czas potęgują odczucia widzów. Pewnego komizmu dodawał dynamiczny utwór „Slaughter” umieszczony po strzelaninie w czasie uwalniania z więzienia niemieckiego żołnierza, który zabijał oficerów gestapo. Fragment „The Surrender” wprowadził natomiast tajemniczy nastrój pełen oczekiwania, kiedy z ciemnego tunelu wychodził „Żydowski niedźwiedź”, aby za moment brutalnie zabić jednego ze złapanych nazistów.

Mimo wszystkich kontrowersji, które wzbudziły „Bękarty wojny”, moim zdaniem film ten nie jest wcale obrazą historii. Choć nie można odmówić mu brutalności i okrucieństwa oraz odejścia od tradycyjnych schematów przedstawiania II wojny światowej, zaprezentowana w nim wizja jest interesująca. Tarantino stworzył alternatywną wersję historii tej wojny z charakterystycznymi dla niego elementami. I muszę przyznać, że wciągnął mnie w tę swoją zabawę kinem już od pierwszej sceny.


                                            Z. L.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz