wtorek, 11 października 2016

Serce psa

Nieszablonowość dzieła zaserwowanego nam przez Laurie Anderson pozwala, bez większych wyrzutów, wyprowadzić tezę- to nie jest film. Ten wspaniały twór to konglomerat prywatnych nagrań, komiksów, widoków z miejskich kamer i cytatów. Cały zasób treści i środków połączony jest opowiadaniem undergroundowej artystki. Spokojny głos, hipnotyzuje nas i zagłębia w tajniki jej umysłu. Myślą przewodnią filmu jest historia przyjaźni Laurie z jej rat terierem imieniem Lolabelle.

Niech za bezwarunkowość uczucia i artyzm autorki posłuży pierwsza scena, przedstawiona za pomocą komiksu, o której to Laurie mówi, że postanowiła zaszyć w swoim brzuchu Lolabelle, aby urodzić ją jako swoją córkę, wyraźnie przy tym zaznaczając, że pielęgniarki wcale nie są przerażone faktem odbierania porodu psa, a gratulują cudownego dziecka. Scena ta jest również esencją filmu, ponieważ pokazuje zawrotności myśli artystki, a równocześnie ukazuje jej nieskończoną dobroć.

Po zamachach z 11 września atmosfera zagęściła się, Laurie miała dosyć życia w centrum wydarzeń, prześmiewczo reagowała na poczynania prowadzone przez rząd. Skutkiem takiej postawy była przeprowadzka w spokojniejsze miejsce. Reżyserka urzekająco przedstawiła wspólne spacery z psem po pustkowiu, kontemplację natury. Kompleksowość przedstawienia relacji sprawia, że odbiorca czuje się częścią tej piesko-ludzkiej koalicji. Na starość Lolabelle straciła wzrok, a Laurie z uwagi na swoje buddyjskie przekonania nie dała jej uśpić, lecz postanowiła znaleźć rat terrierowi nowe zajęcia. W ten sposób nauczyła swoją przyjaciółkę tworzyć sztukę: obrazy, figury oraz grać na pianinie, wszystko za pomocą łap. Właśnie takie aberracyjne zachowanie wciąga nas całkowicie w ten irracjonalny świat. Piękny i spokojny głos Anderson jest naszym przewodnikiem, dzięki czemu nie czujemy się obco w tej abstrakcji, a wręcz mamy wrażenie, że odnaleźliśmy swoją Utopię.

Film osiąga swój punkt kulminacyjny, kiedy Lolabelle umiera. I tu znowu zadziwia nas lektorka, odwołując się do Tybetańskiej Księgi Umarłych, zaznacza, że łzy są czcze, a człowiek po śmierci bliskiej istoty niepotrzebnie zamartwia się „dlaczego nie zadzwoniłem?", „dlaczego się nie odezwałem?" i tłumaczy, że nie tędy droga. W tym momencie dzieje się coś niezwykłego, pojawia się pewna metafizyczność. Laurie opisuje, że zmarły trafia do stanu bardo, przez 49 dni żyje iluzją, śni o swoim ziemskim istnieniu. Głos Anderson prowadzi nas prosto we wnętrze czegoś wyimaginowanego, niezbadanego. Oniryczność tego świata przerwa co chwilę słowami „recognize this", po czym kontynuuje przytaczanie przeszłości, sytuacji dnia codziennego.
Dalej historia koncentruje się bardziej na osobie samej reżyserki, jej wspomnieniach, na tym, co czuła w szpitalu po złamaniu kręgosłupa. Artystka wykorzystuje wątek psa, aby opowiedzieć o swoich przemyśleniach i rzeczach ją nurtujących. Poruszonych zostaje tutaj wiele tematów takich jak polityka, religia oraz sprawa życia i śmierci. 



Dzieło Laurie Anderson zostało stworzone na cześć jej zmarłego męża, Lou Reeda, którego piosenka „Turning Time Around” pojawia się wraz z napisami końcowymi i prywatnymi nagraniami. „Serce psa” jest czymś więcej niż filmem. Jest to podróż w świat artystki, to szczery pamiętnik pozwalający nam zatracić poczucie czasu.  


                                                                                                        J. Z.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz