poniedziałek, 17 września 2018

Zakonnica


    7 września 2018r.- długo wyczekiwany dzień premiery kolejnego filmu opowiadającego historię małżeństwa, zajmującego się badaniem niewyjaśnionych spraw związanych z kościołem katolickim, nazwany twórczo ,,Zakonnica” (ang. The Nun). Tym razem reżyserii Corin Hardy. I chyba na wstępie powinniśmy zaznaczyć, że z pomiędzy wszystkich rzeczy, których się nie udało zrobić w filmie dobrze- to w szczególności wybrać dobrego reżysera.W Internecie przeważnie spotkamy opinie typu ,,Miało być strasznie” czy ironiczne ,,Fajna przygodówka”. Co mógłbym dodać do tego od siebie? Ogromne znudzenie podczas oglądania. Ale od początku…


     Film opowiada historię dochodzenia prowadzonego w sprawie tajemniczej śmierci zakonnicy. Na ,,łowy” zostaje wysłany ojciec Burke oraz siostra Irene, którym po niedługim czasie będzie towarzyszyć młody chłopak o przezwisku Franchie, stanowiący całe tło humorystyczne swoimi zalotami do Irene. Oklepane i płytkie? Tak, a w kolejnych minutach filmu będzie jeszcze płycej, bo już po chwili oglądania można przewidzieć, że reżyser nie silił na coś zbyt ambitnego (albo jakkolwiek dobrego).

     Jedną rzecz, którą można by powiedzieć, że została zrobiona dobrze, to tempo akcji, bo już po dwudziestu minutach filmu nasi protagoniści trafiają do tajemniczego klasztoru w Rumunii. Oprócz licznych nawiązań do swoich poprzedniczek: ,,Annabelle” i ,,Obecności”, film nie oferuje zbyt wiele. Ot, ,,łowca demonów”
i wylosowana zakonnica z powołania idą ,,rozwiązać zagadkę”.Przecież jak sam film stanowi back story swoich poprzedniczek,to tutaj będziemy mogli się bez niego obejść. Nie wspominając już o tym,że postacie są całkowicie bezbarwne
i zagrane bez żadnego polotu.

     Pewnie gorzej być nie może? Otóż może, przecież mamy do czynienia z filmem grozy. Ale czy na pewno? Ciemne, klaustrofobiczne miejsca i tytułowa zakonnica. Z naciskiem na zakonnicę, bo film jest naszpikowany tzw. Jumpscare-ami i to w dodatku marnymi i przewidywalnymi, w których będziemy mogli się do niej przyzwyczaić. Podczas mojego prawie dwugodzinnego pobytu na sali kinowej, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że reżyser był całkowicie świadomy tego, że to nie wygląda tak jak powinno, stąd te irytujące wstawki dźwiękowe, które budowały uczucie strachu. Jesteśmy nimi wręcz zalani podczas oglądania filmu, a myśl- ,,pewnie za chwile coś tu wyskoczy”- będzie nam towarzyszyć do samego końca.



      Od pewnego momentu film zmienia całkowicie swoją narrację na tę rodem z serii Warhammer 40.000. Już nie uświadczymy wąskich, ciasnych i ciemnych korytarzy, natomiast spotkamy zombie i strzelającego w nie Franchie´go. Tak, przechodzimy do końca filmu- do momentu, w którym reżyser miał już prawdopodobnie dość pracy nad filmem
i postawił na emocjonujące zakończenie. Czego w nim nie było? Wszystkiego, co powinno się znaleźć w dobrym horrorze, a w zamian dostaliśmy masę efektów specjalnych.

     Podsumowując, jest to jeden z filmów celujących w ,,niedzielnego” odbiorcę i niestety nie można o nim powiedzieć niczego dobrego. Słaba gra aktorska, szkicowy zarys postaci, jak i nieprzemyślana i źle poprowadzona akcja filmu.

I przede wszystkim, film nie robił tego, co jest w samym zamyśle horrorów- nie straszył.

                                                  D. Sz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz