środa, 29 grudnia 2021

Dom soli i łez

 

"Dawno, dawno temu, w pałacu w nadmorskim księstwie mieszkało dwanaście pięknych sióstr, które nie znały żalu, strachu i łez" - tak brzmiałby wstęp do pięknej baśni o siostrach Thaumas, gdyby nie klątwa i niesamowita opowieść Erin A. Craig.

„Dom soli i łez” był swego rodzaju odskocznią od fantastyki bazującej na idei wojny lub odległej misji, do której dążą bohaterzy. Zamiast mieczy, polityki i dalekich podróży dostałam piękny dwór, ciekawe obrzędy i zagadkę, której rozwiązania nie mogłam się doczekać.

Opowieść osadzona jest na archipelagu wysp, którymi rządzi Ortun Thaumas, wdowiec ze zgrają córek. W pewnym momencie siostry zaczynają ginąć jedna po drugiej, często w niewyjaśnionych okolicznościach - Ava umiera na tajemniczą chorobę, Octavia spada z drabiny bibliotecznej, Elizabeth topi się w wannie. Pierwszy rozdział rozegrany jest na pogrzebie Eulalie, czwartej siostry w linii wieku, która podobnież spadła z klifu. Tam poznajemy Annaleigh, główną bohaterkę powieści, szóstą córkę, która jest narratorką historii i to właśnie ona pierwsza dostrzega podejrzane aspekty śmierci swojego starszego rodzeństwa.

Sama Annaleigh jest bohaterką ciekawą, bardzo zdeterminowaną, aby wyjaśnić zagadkę rzekomej klątwy, która została rzucona na jej rodzinę. Niestety - czasem brakuje jej tego człowieczeństwa, czegoś z czym można by się identyfikować, zostaje tylko pusta rola "oczu" w których odbijają się wydarzenia. Natomiast jej relacja z Cassiusem i późniejsza miłość do niego została poprowadzona w miarę dobrze, widać wsparcie z jego strony, gdy Annaleigh nie radzi sobie z przytłaczającymi wizjami duchów swoich zmarłych sióstr.

Relacja sióstr Thaumas to chyba najlepsza rzecz dotycząca postaci - jest przeplatanką szczęścia, śmiechu, jak i wsparcia, łez i cierpienia. Owszem, trzeba zapamiętać przynajmniej osiem imion, co z początku jest przytłaczające, ale uważny czytelnik w końcu sobie poradzi. Uproszczeniem jest również to, że dziewczyny są odmienne jak płatki śniegu - każda z nich ma unikatowy charakter, zainteresowania, wszystkie biorą udział w innych wydarzeniach. Jedyną ich wadą jest tylko niedopasowanie zachowania do wieku, dla przykładu szesnastoletnie trojaczki często wykazują zbyt infantylną postawę jak na swój wiek a siedmioletnie Gracje z kolei postępują zbyt dorośle.
Najbardziej w całej powieści pozytywnie zaskoczył mnie jej klimat - przywodzi na myśl południowe wybrzeże Wielkiej Brytanii. Opisy posiadłości Highmoor na wyspie Solnej to chyba jedne z najlepszych opracowań architektonicznych jakie w książkach przeczytałam. Miejsca, przedmioty i zjawiska autorka przyprawiła o piękne porównania, które pozwalają jeszcze lepiej wyobrazić sobie Solną, zamek w Pelage czy Dom Siedmiu Księżyców, siedzibę bogini nocy, Versii.
Sama kwestia istot magicznych jest trochę pominięta, nigdzie nie jest wyjaśnione jak funkconują przechery, czyli istoty nieśmiertelne, które można wezwać, aby zawrzeć z nimi pakt. Z długoletniego doświadczenia z fantasty wiem, czym są te stworzenia, ale początkujący czytelnicy, dopiero poznający gatunek mogą być zdezorientowani. W książce nikt nie tłumaczy dlaczego bogowie ingerują w sprawy ludzi; owszem, są obiektem kultu, ale bóg na takim czy innym ważnym wydarzeniu wzbudza zainteresowanie, ale porównywalne do słabej piosenki - wszyscy ekscytują się przez maksymalnie trzydzieści minut, a potem bóg ginie w tłumie śmiertelników. Á propos religii i wierzeń w powieści Erin A. Craig, moją ulubioną wiarą został chyba kult Pontusa, boga morza, którego czczą mieszkańcy archipelagu. Podczas pogrzebu Eulalie Wielki Żeglarz, czyli kapłan wypowiada słowa: „Jesteśmy ludźmi Soli, z Soli powstaliśmy i do Soli się udamy, w Głębię naszego pana Pontusa" co symbolizuje wieczne połączenie człowieka z morzem i naturą. W następnej części, o ile takowa będzie przydałoby się podarować bóstwom i ich wiernym więcej uwagi.

Kluczową kwestią jest odkrycie tajemnicy śmierci pozostałych sióstr, udowodnienie tego, że ktoś z Highmoor zawarł pakt z przecherą o imieniu Viscardi. Autorka wodzi nas za nos, podsuwa fałszywe tropy, w najmniej spodziewanym momencie zwraca fabułę o sto osiemdziesiąt stopni - takim zwrotem jest zgon Edwarda, zegarmistrza, który był rzekomym kochankiem Eulalie. Po tym wydarzeniu bałam się, że czar pryśnie i książka stanie się bezsensowną kanonadą śmierci. Jak bardzo się myliłam! Powieść nie dość, że właśnie wtedy nabiera tępa, zaczyna coraz bardziej zaskakiwać, w finałowych wydarzeniach doprowadzając do takiego zwrotu fabuły, że musiałam czytać tę linijkę trzy razy, żeby upewnić się, że nie mam zwidów. A wszystko osadzone w mrocznej baśni, pełnej strachu, śmierci i pozorów, które zawsze mylą.
"Dom soli i łez" autorstwa Erin A. Craig to książka dla kogoś, kto chce odpocząć od klasycznego modelu fantastyki. Na jej podstawie ma zostać wyprodukowany serial, na który czekam z niecierpliwością.



                                                                                                                        O. K.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz